Urodziłem się w dn. 18 marca 1913 r. w Kolonii Janówka (dawniej: Skobajewo), gmina Lubiatów, powiat Kowel, województwo wołyńskie. Rodzicami byli: Kasper Majewski i Marianna z domu Latkowska. Mój ojciec urodził się 6 stycznia 1869 r., w miejscowości Sejny, w woj. białostockim. Mając 6 lat, przyjechał ze swoim ojcem, a moim dziadkiem na Wołyń, ok. 1875 roku. W tym okresie były to ziemie zaboru carsko-rosyjskiego. Tutejsi właściciele ziemscy – Polacy – parcelowali niektóre swe majątki i sprzedawali na spłaty, innym Polakom, ściąganym tu ze wszystkich dzielnic byłej Polski. Dziadek mój kupił na spłaty 30 mórg ziemi, w Skobajewie, z majątku Rokitnika, od właściciela – Polaka, Jana Białostockiego. Część gruntu była po ściętym lesie – trzeba więc było karczować – bez budynków, ziemia różna: piasek, trochę gliny, a reszta bagna i kwaśne łąki.
Według opowiadań moich rodziców, ojciec miał dwóch braci, imion ich nie znam. Jeden z nich wyjechał do Stanów Zjednoczonych i wrócił; ożenił się i szybko umarł, pozostawiając córkę, która była wychowywana przez moich rodziców, a później wyszła za mąż za Kurzydłowskiego, zamieszkałego w Kolonii Groszówka. Drugi brat ojca prawdopodobnie też wyjechał do Ameryki i tam zmarł. W tej sytuacji ojciec mój, po śmierci dziadka, został sam na całym gospodarstwie 30-morgowym, po spłacie córki (tej po bracie). Kiedy umarli: mój dziadek Majewski i babcia – nie wiem.
Mój ojciec ok. 1895 r. ożenił się z Marianną Latkowską, zamieszkałą koło Hołób, powiat Kowel, urodzoną w roku 1875. Dzieci (z tego, co mi wiadomo) mieli 12-cioro, ale wychowało się tylko dwóch synów: starszy Mikołaj, urodzony w sierpniu 1910 r. i Tadeusz, urodzony w 1913. Gdy ojciec zaczął samodzielnie gospodarzyć, było nam bardzo ciężko. Ziemię trzeba było spłacać, budynki postawić, lasy karczować. Aktu kupna-sprzedaży ziemi w tym czasie Polakom na tych ziemiach, nie wolno było spisać. Dopiero po 1905 roku, gdy Rosja przegrała wojnę z Japonią, ukazał się carski ukaz, oficjalnie przyzwalający na kupowanie ziemi przez Polaków.
Sprzedający ziemię Jan Białostocki był na tryle uczciwy, że poinformował swoich parcelantów o możności sporządzenia aktu kupna. Wyznaczył termin, ludzie nie mieli na akt kupna pieniędzy, więc pozwolił żeby kilku na jednym dokumencie robiło kupno, gdyż tak taniej kosztowało. Ojciec mój akt kupna zrobił wspólnie z naszym sąsiadem – Niemcem, Zemanem. Należy tu podkreślić uczciwość i patriotyzm państwa Białstockich, że we wszystkich koloniach i ziemiach sprzedawanych ludziom, długi bankowe zostały uregulowane, w przeciwieństwie do wielu innych właścicieli, którzy na sprzedanych ziemiach, pozostawili na hipotece długi wobec różnych banków: Kijowskiego, Połtawskiego, Grodzieńskiego i innych. Ci oszukani ludzie, musieli potem płacić, nawet po 1918 r., gdy powstała Polska (bo długi bankowe wtedy nie zaginęły). Nazwa wsi Skobajewo, po powstaniu Polski została zmieniona na: Kolonia Janówka – od imienia poprzedniego właściciela.
Kolonia Janówka miała ok. 30 gospodarstw, ludzie byli tu z różnych stron Polski, w tym także kilku kolonistów niemieckich. Do najbliższego miasta, Kowla, kościoła i szpitala było 15 km drogą polną. Do gminy Lubitów – ok. 10 km. W bliskim sąsiedztwie były jeszcze polskie kolonie: Stanisławówka, Radomle, Zasmyki i Groszówka. Pozostałe okoliczne wsie – w promieniu 10-15 km – były zamieszkane przez Ukraińców.
Stosunki dotyczące współżycia i wzajemnej pomocy, wśród kolonistów polskich i niemieckich układały się dobrze, antagonizmów na tle narodowościowym i religijnym nie było. Dopiero w okresie 1933-38, gdy podrosła tutejsza młodzież, powstały konflikty. Był np. przypadek uderzenia Jana Mazurka – chłopaka w wieku po wojsku – przez Niemca, Messerschmidta, ciężkim narzędziem w głowę, wskutek czego Mazurek zmarł potem w szpitalu. Wzburzenie tym zdarzeniem było duże, lecz było ono spowodowane jakimś młodzieńczym nieporozumieniem. Stosunki wzajemne między polskimi kolonistami były bardzo dobre. Gdy zdarzały się np. jakieś uroczystości, wesela itp., to wszyscy brali w nich udział, jak jedna rodzina. Ale też tylko do czasu – gdy dzieci podrosły – zaczęły się antagonizmy i konflikty.
Oddzielnym zagadnieniem był stosunek do Polaków miejscowej ludności ukraińskiej, jako zdecydowanej większości, zamieszkałej na tych ziemiach z dziada-pradziada. Mimo faktu, że ludność polska nie miała z nimi w swych koloniach bezpośredniej styczności, to przy wszystkich spotkaniach, w gminach, na jarmarkach, dawało się wyczuć wrogość do Polaków. Stale się słyszało, że Polacy zabrali ich ziemię, a gdy z jarmarku w Kowlu wracali po wódce, a ich droga wiodła koło naszego domu, stale słyszeliśmy okrzyki: „my was wsiech wyryżem!”. I to się później w dużej mierze sprawdziło!
Kolonia Janówka leżała przy drodze biegnącej ze wschodu, z Kolonii Stanisławówka i wsi Białoszew, na zachód – do Kolonii Radomle i wsi Zadyby. Na końcu Janówki było jezioro, stanowiące własność rodziny Romankiewiczów. Zabudowania były usytuowane w połowie długości działek ziemi, które miały po ok. 2 km. Budynki były drewniane, kryte słomianą strzechą. W latach 1930 -1938, kilka domów zostało pobudowanych na nowszych zasadach, z drzewa lub gliny, pokrytych dachówką lub eternitem. Szkoła 4-klasowa, pobudowana w latach 1921 – 1925, była drewniana, kryta dachówką, z przeznaczeniem na mieszkanie dla nauczyciela oraz jednym pomieszczeniem na klasę. Dzieci ze wszystkich czterech oddziałów uczyły się w tym samym pomieszczeniu, na zmianę.
W takim skupisku polskim – dla kilku kolonii – nie było ani jednego sklepu, ani jednej straży pożarnej, żadnej świetlicy, jedynie mała biblioteka szkolna i kościół w Kowlu, w odległości ok. 15 km. Ubytku ludzi młodych z rodzinnych miejscowości też nie było, bo nawet ci, którzy pokończyli jakieś szkoły, nie mogli znaleźć pracy. Także Tadeusz Paszkowski, po maturze i Szkole Oficerów Artylerii, przez kilka lat siedział u rodziców i dopiero w latach: 1937–1938, otrzymał pracę pisarza gminnego, w Hułubach. Z Janówki – tylko jeden Wacław Rowiski – dostał pracę na kolei, w Kowlu – i to (jak u nas mówiono) dlatego, że był legionistą.
Dorastająca młodzież, wchodziła w związki i zakładała rodziny, dzieląc ziemię ojcowską na kilkumorgowe paski i – gdyby nie II wojna światowa – nie wyobrażam sobie możliwości dalszej egzystencji tamtej ludności. Jedynie te rodziny, które miały mniej dzieci, a większe gospodarstwa – mogły po podziale dać (względne na te czasy) środki do życia. Jeśli początkowe gospodarstwa były przeważnie 15–20 morgowe (7-10 ha), to przy podziale między 2-3 dzieci, dawało paski ziemi, po 10-20 m szerokości, ciągnące się przez 2 km. W takich warunkach nie było możliwości uprawy pola w poprzek działki ani też nie było miejsca na postawienie gospodarczych zabudowań. W Janówce, na trzydzieści gospodarstw ogółem, było tylko sześć większych – w granicach 30-50 mórg.
Tadeusz Majewski (c. d. n.)
Dodaj komentarz