Wspólnota, czyli: zapis własności wspólnej

           

            Anachronizm każdej wspólnoty polega na tym, że – jako kategoria i zjawisko – wywodzi się ze wspólnoty pierwotnej. Oznacza to konstrukcję mentalną sprzed tysięcy lat, która podlega zderzeniu, konfrontacji i ubogaceniu, o wspomniane tysiące lat bytowych doświadczeń człowieka. Ponieważ świat – po owych tysiącach lat – jest już zgoła inny, a mentalność człowieka nie zmieniła się aż tak bardzo, dochodzi do sprzeczności interesów. To, co „wspólne”, jest postrzegane jako „niczyje”, więc prowadzi do destrukcji. Dlatego upadł socjalizm, że nie generował motywacji: ani do obywatelskiego współdziałania, ani do działań indywidualnych.

            Wybitny polski filozof – Leszek Kołakowski – pisał: Rzeczywista wspólnota dóbr możliwa jest tylko wówczas, gdy jest dobrowolna, na to zaś potrzebne są szczególne moralne jakości  uczestników. Inaczej wspólnota znaczy tyle, co obóz koncentracyjny. Z tego punktu widzenia: Obóz socjalistyczny był obozem koncentracyjnym narodów. A jak to się przekłada na realia naszej,  mogielnickiej „Wspólnoty”?

            Wobec braku motywacji do aktywnego uczestnictwa – widać w niej tendencję do uproszczeń. Dlatego liczba członków-udziałowców topnieje. W ciągu ostatnich 30 lat zmniejszyła się o połowę. Z punktu widzenia ciągłości „Wspólnoty” jest to zjawisko groźne, gdyż nieuchronnie prowadzi do wymiaru własności indywidualnej. To z kolei zaprzecza pierwotnym intencjom inicjatorów i animatorów jej powołania do życia. Mogielnicka „Wspólnota” trwa jeszcze nadal, dzięki temu że topnieje (ostatnio sprzedawane grunty – w Stegnach). W swej dzisiejszej, biernej postaci, jest wyludniającym się (lub tendencyjnie weryfikowanym) obozem koncentracyjnym.

            O ile kiedyś do cna stopnieje w interesie ogółu – spełni swe pierwotne, założycielskie  zadanie. Jeśli stopnieje do wymiaru własności indywidualnej – np. jakiegoś oligarchy – zostanie tylko wspomnieniem niefrasobliwie zmarnotrawionej wartości.

Stary człowiek i może

Budując na terenie „MOGAR” chcę m. in. dać świadectwo, że można – że jest to wykonalne! Bo jeśli obiekt mieszkalny może postawić samotny emeryt – tym bardziej podoła temu młody, silny mężczyzna, który założył rodzinę i ma dla kogo budować dom. Przeszkód będzie wiele, ale pierwszym krokiem jest: zaprzestać biernego oczekiwania na „mannę z nieba”! Technologii budowy czy indywidualnych racji też może być wiele – każdy musi wskazać i wybrać te własne, optymalne. Wszystko zależy od determinacji, wytrwałości i dysponowanej „kasy”.

Ludzie Młodzi, Ludzie Bezdomni!

Bierzcie inicjatywę w swoje ręce! „W cudzej gębie ząb nie boli!” – dlatego od lat nikt nie ruszył się w Waszej sprawie! Fundamentalnym warunkiem uruchomienia jakiegokolwiek budownictwa mieszkalnego są tereny inwestycyjne. Czy w Mogielnicy takie są? Pod tym względem nasze miasto jest niczym człowiek, który umiera z głodu, z kluczem od spiżarni w kieszeni! Gdzie jest owa spiżarnia? Waszą spiżarnią – jest mogielnicka „Wspólnota”!

Zamrożone aktywa

To nadal jeszcze ponad 450 ha gruntów, które nie służą dziś mieszkańcom naszego miasta, a były im przecież przekazane (przez ówczesnego dziedzica Mogielnicy, męża Klementyny z Kozietulskich, senatora Piotra Wichlińskiego) – w charakterze rekompensaty, dla wspólnego pożytku. Gotowy grunt – to ważny argument za uruchomieniem osadnictwa! Fundusze się znajdą z: bieżących dochodów i oszczędności, budowlanych kredytów, Krajowego Funduszu Rozwoju, Europejskiego Funduszu Odbudowy i in. Trzeba więc tylko chcieć „uszczknąć coś z naszej spiżarni” – ale przedtem – skutecznie przekonać jej dzisiejszych gestorów, do ważnej potrzeby naszych czasów i racji współczesnych!

Pobliski Odżywół zyskał niedawno prawa miejskie. My – za sprawą naszej bierności – możemy je niebawem stracić!

(G.Z.)

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *