Wirtualne schronisko

Jak się daje, to się kraje! (przysłowie ludowe) – Chodzi więc o to, żeby nie dawać!

Na początku lipca 2022. r., na chodniku – wzdłuż ogrodzenia mogielnickiego cmentarza – plątały się dwa co najwyżej miesięczne szczeniaki. Piszczały i uparcie zmierzały w stronę jezdni. Samochody na powiatowej ul. ks. Zagańczyka zwalniają tu, ale – na dłuższą metę – nie miały szans przetrwania. Wokół pusto: nie widać suki, ani potencjalnych właścicieli. Ktoś najwyraźniej pozbył się „kłopotu” i widać zachował jednak resztki sumienia, skoro w ogóle zostawił psiaki przy życiu. Nie na tyle jednak, by poszukać dla nich domu… Teoretycznie winna się nimi zająć Straż Miejska, ale przecież w Mogielnicy służbę tę zlikwidowano…

Zabrałem obydwa psiaki do siebie i były u mnie blisko dwa tygodnie, kiedy to karmiłem je, poiłem, sprzątałem po nich… Wpierw szukałem ich właścicieli, potem chętnych do „adopcji” – trochę to trwało (mieszkam sam i nie tylko owe szczenięta miałem przecież na głowie!). Jedną rodzinę znalazłem z pośrednictwem mych sąsiadów, ale dwóch psów razem – nie chcieli, więc trzeba je było rozdzielić. Ten, który został, bardzo dotkliwie przeżywał zniknięcie pierwszego. Już wkrótce zorientowałem się, że – mieszkając samotnie, wobec potrzeby wyjazdów – nie zapewnię zwierzęciu opieki. Udałem się więc do Urzędu Gminy, gdzie usłyszałem (z ust pani sekretarz Gminy – p. K.): Skoro nie oddał Pan psa od razu, to jest Pan już jego właścicielem i Gminy to już nie interesuje! – Cóż więc dzieje się w naszej Gminie z bezdomnymi zwierzętami? – dociekałem – Są odwożone do schroniska.

Słyszałem o schronisku „na Paluchu”, znalazłem więc kontakt i zadzwoniłem: – Przyjmujemy wyłącznie psy z terenu Warszawy – usłyszałem w słuchawce. Kolejnym więc był mój kontakt ze Stowarzyszeniem Opieki nad Zwierzętami – z prośbą o wskazanie mi schroniska „obsługującego” teren Gminy Mogielnica. Jak się okazało, publiczny przetarg na te usługi wygrał weterynarz ze wsi Wągrodno, opodal Grójca. Otrzymałem adres i numer komórkowego telefonu.

Wobec braku Straży Miejskiej, wyręczyłem służby Gminy. Na miejscu, w Wągrodnie, znalazłem prywatną lecznicę weterynaryjną, ale… dopiero w budowie: ogrodzoną, zamkniętą na głucho. Cicho, pusto – ani śladu ludzi czy odgłosów zwierząt, przy ogrodzeniu metrowe chwasty – chyba nieczęsto tu ktoś przychodził… W komórce usłyszałem męski głos: – Skoro nie jest Pan ze Straży Miejskiej i nie umawiał się Pan mną, to przykro mi! Nie mogę teraz przyjechać, bo gdzie indziej pracuję! – Wskazano mi jednak Pana i Pański adres: ul. Słoneczna 37, jako osobę właściwą i kompetentną! Dlatego wstawiam psa w klatce na Pańską posesję, tuż za ogrodzenie! – Wówczas naruszy Pan obowiązujące prawo i zapłaci 1400 zł za każdy miesiąc utrzymania psa w schronisku… (O rany! – przestraszyłem się nie na żarty przecież ja tyle miesięcznie nie wydaję na siebie!).

Połączyłem się telefonicznie z Urzędem Gminy Mogielnica. Pani sekretarz Gminy K. nie okazała tą sytuacją zdziwienia ani zaskoczenia. Wyrażała natomiast głębokie oburzenie, że w ogóle do Wągrodna pojechałem. Wszedłem – jej zdaniem – w nie swoje kompetencje. Nie naruszyłem prawa, tylko znów wziąłem konsekwencje na siebie. Szczeniaka zabrałem z powrotem i wkrótce znalazłem dla niego chętną rodzinę – tym razem z Ukrainy. – „Nasz piesek tam został...” – wyjaśniła mi mała, ok. 10-letnia dziewczynka, tuląc pieska. (Nazwała go „Zosia”, bo – jak się okazało – była to suczka).

Z Rejestru Przetargów i Zamówień Publicznych Samorządu Gminy i Miasta Mogielnica, dowiedziałem się, że przetarg ten jest powtarzany co roku. Gminny urzędnik – p. K. – nie potrafił mi jednak odpowiedzieć czy co roku wygrywa ten sam „podmiot”, czyli ów właściciel prywatnej lecznicy weterynaryjnej, z Wągrodna. W roku 2023 ta sama umowa obowiązywała jednak nadal. – Za każdego zwierzaka „odłowionego” na naszym terenie płacimy z budżetu Gminy 2300 zł i jest ich wiele! – usłyszałem z ust pana „od ochrony środowiska”. – Dziękujemy za informację, sprawę wyjaśnimy! – zobowiązał się pan urzędnik.

Już tu potrzebne jest jednak pewne wyjaśnienie. Pamiętam bowiem dużego, burego psa (wielkości owczarka niemieckiego, o długiej, brudnej i zmierzwionej sierści – spokojnego, cierpliwego, łagodnego, nawet swoiście „zrezygnowanego” – który z górą rok (2021/2022) był stałym bywalcem „stanowiska”, u wejścia do mogielnickiej „Biedronki” – i którego musiały widywać setki klientów. Przez wiele miesięcy nie był przez nikogo niepokojony – przeciwnie! – litościwi ludzie mu wręcz pomagali! Jak to się ma jednak do zapewnień o skutecznym działaniu służb, słono opłacanych przez Gminę? Wygląda na to, że ów pies musiał mieć jakiś immunitet…

Mówiąc serio – wypada jednak prawidłowo odczytywać uzyskane informacje. Skoro klienci marketu nie sygnalizowali obecności bezdomnego zwierzęcia: ani służbom „Biedronki„, ani Gminy, to znaczy że mu współczuli, bo przeczuwali, jaki go czeka los, z dala od standardu instytucji „Na Paluchu”. Skoro zaś lekarz weterynarii – podpisał stosowną umowę – nie dysponując realnym schroniskiem – a mimo to inkasował (z mocy tej umowy) po 2.300 zł od sztuki – to jest pospolitym hyclem, który ma w ofercie wyłącznie usypiające zastrzyki! Jak nazwać zleceniodawców tej praktyki? – pozostawiam inwencji czytających.

Jeśli „odławianych zwierząt” było wiele, to kto je odławiał i odwoził do Wągrodna, skoro nie mieliśmy i nie mamy Straży Miejskiej? Weterynarz przyjeżdżał na wezwanie, po czym ganiał psy po polach? Schronisko było – w lipcu 2022 r. „wirtualne”, ale „kasa” – wyprowadzana z budżetu Gminy – zdecydowanie nie! Od jak dawna trwał ten zadziwiający „proceder”? Ile konkretnie było takich przypadków? Ile nas to łącznie kosztowało? Z braku dostępu do dokumentacji i „delikatności sprawy”, nie potrafiłem tego ustalić. Do końca 2023 r. – nie doczekałem się też (mimo obietnicy!) żadnych wyjaśnień, a więc i odpowiedzi na powyższe pytania.

(G. Z.)

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *