Bardzo różne bywają ludzkie losy: są ludzie, których życie zdaje się jakąś pełną całością, lecz są również i tacy, których życie kończy się wtedy, gdy ledwie owocować poczęło. Życie, skutkiem tego, z pewnością dramatyczne. Do tych drugich należy los Dorotki, która od nas odeszła, przestąpiwszy ledwie próg życia artystycznego, które winno by – tak się wydaje – zaprowadzić ją ogromnie wysoko na terenie sztuki. Był to bowiem ktoś bardzo utalentowany, tak bardzo, że najlepsze jej prace wręcz zadziwiają poziomem artystycznej kultury i dojrzałością jakowąś, nie idącą w parze z jej wiekiem.
Zmarła, pozostawiając po sobie artystyczny dorobek, który stawia ją ogromnie wysoko wśród czołowych reprezentantów polskiej sztuki dnia dzisiejszego.
Czym się Dorotka wyróżniała w dzisiejszej sztuce naszej i nie tylko naszej?
Świadomością, poczuciem tego, o co się w plastyce „rozchodzi”. Mało zresztą można się tego z cudzych ust dowiedzieć. Ona to wyczucie, tę świadomość, nosiła jakoś widocznie w sobie i operowała nimi w swych pracach na ogół całkiem po mistrzowsku.
Z jej malarstwa postawiłbym najwyżej kompozycje, noszące tytuły: „W ogrodzie” (cykl), „Ikona” i „Czerwiec 1979”. Manifestują się tam bowiem najgórniej – takie mam wrażenie – jej możliwości plastyczne, tam jej talent najwyraźniej zabłysnął. I to światłem tak pełnym równie siły, jak wdzięku, że się trudno oderwać od nich myślą. I zresztą wcale tego nie pragniesz, skoro owe jej prace są jakby pokarmem dla człowieka głodnego piękna plastycznego, który się nimi syci. I będzie się długo jeszcze nimi karmić we wspomnieniach. Jest tam bowiem miejsce – tego miejsca jest wiele – dla wartości jak najczystszych, plastycznych. Bo płaszczyzna rozegrana w nich została bardzo pięknie – i w kolorze, i w linii. I do tego tak gęsto, że mógłbyś je oglądać – drobne owe pastele – i cieszyć się nimi – masz wrażenie – bez końca, skoro gra barwna głównym jest bohaterem tych uroczych całkowicie obrazów. I to gra prawdziwie doskonała, szlachetna.
Co też w jej spuściźnie najprawdziwiej uderza, to bogactwo przeróżnych wizji artystycznych: wizji tak barwnych, tak pięknych, jak te z cyklu: „W ogrodzie”, wizji walorowych, linearnych – przedziwnych. W takim się bogactwie nurzasz z nimi obcując, ze sztuką ową, że jesteś zaskoczony prawdziwie. Bo jest tutaj coś z prawdy, ustawicznie. Prawdy wielotwarzowej, lecz nieprzedmiotowej, gdyż z przedmiotem tu nigdy nie obcujesz naprawdę. Z tym przedmiotem, co cię na tym świecie otacza. Nawet, gdy przed oczyma masz rzeczy, dajmy na to rysunki wykonane z natury; wobec wnętrza mieszkalnego czy kwiatów w wazoniku, nie myślisz o przedmiocie ni trochę. Ale jesteś zaskoczony transpozycją czy to wnętrza, czy kwiatów na dzieło rysunkowe, plastyczne. I to wcale nie w sensie przestrzennym, ale ornamentu jakowegegoś płaskiego. Co cię tak ujęło, aż przedziwnie ujęło, że gotów byłbyś twierdzić w owej chwili, że przestrzeń w której żyjesz na ziemi, winna być z obrazów czy rysunków ołówkiem – eliminowana.
Co jest oczywiście całkowitym nonseensem, aleś został podbity na czas jakiś tymi pracami Dorotki, co teraz nieobecna jest tutaj in persona, ale za to jest obecna swą sztuką. Ona od nas odeszła, ale kiedyś znowu się z nią spotkamy. I potem, już na Nowej tej Ziemi, tej pożądanej, będziemy malowali i będziesz znów pragnął zachwycać się jej dorobkiem, jej sztuką, powstającą w warunkach już całkiem idealnych i do tego bez końca. Co jest ważne, tak ważne, że już dziś tym się cieszysz, i to cieszysz się tak bardzo, że gdyby nie to przekonanie – to życie nasze byłoby awanturą tak smutną, że lepiej byłoby nam nie żyć wcale, nie istnieć.
Ale skoro istniejesz i pożądasz wciąż szczęścia, a to szczęście daje ci obcowanie ze sztuką – tą prawdziwą i cenną – więc też ze sztuką Dorotki będziesz w myśli obcować, ustawicznie się dziwiąc równie jej bogactwu, jak różnorodności, bardzo wielkiej, przedziwnej, która sprawia, że owo jej malarstwo, owe rysunki, będą w myśli twojej przebywać już chyba na zawsze. Albo nawet bez „chyba”, skoro ta sztuka dała ci tak wiele!
Że jej nigdy nie zapomnisz. Ani dzieła, ani samej Autorki. Przenigdy!
Ksiądz Jerzy Wolff
Dodaj komentarz