Jestem emerytowanym dziennikarzem, w trzecim pokoleniu zstępnym po dwojgu artystach-rzeźbiarzach: prof. Franciszku Strynkiewiczu i doc. Barbarze Bieniulis Strynkiewiczowej. Zgromadziłem dotychczas łączny udział w spadku po obojgu, o wymiarze: 189/288 (na podstawie Wypisu z Rejestru Gruntów), pochodzący z: darowizny udziału spadkowego mojej matki oraz zakupów udziałów od grupy spadkobierców, wskazanych przez Sąd. W skład spadku wchodzi nieruchomość nr 1865 w Mogielnicy k. Grójca (park ok. 0,7 ha z zadrzewieniem, murowaną pracownią i ekspozycją rzeźby plenerowej), ruchomości (ok. 200 prac rzeźbiarskich obojga artystów w różnych materiałach, nieustalona liczba rysunków, szkiców, dzieł malarskich, prawa autorskie do ruchomości spadkowych oraz udział – po Franciszku Strynkiewiczu – w mogielnickiej „Wspólnocie”). Nigdy nie sporządzono dokładnego inwentarza spadku.
Do grona uprawnionych spadkobierców należą spadkobiercy Zygmunta Bieniulisa (nie żyjącego już obywatela Stanów Zjednoczonych) – 72/288, żyjąca zstępna nie żyjącej Anny Piechny – 21/288 oraz także już nie żyjąca córka F. Strynkiewicza – 6/288. W powiatowym Rejestrze Gruntów figurują (poza niżej podpisanym) trzy osoby już nie żyjące (Zygmunt Bieniulis, Anna Piechna i Barbara Strynkiewicz–Żurowska), w związku z czym nie jest możliwe założenie mogielnickiej nieruchomości Księgi Wieczystej (istnieje tylko zbiór dokumentów).
Nie ustalono inwentarza ani działu spadku, gdyż spadkobiercy z USA nie reagowali na moje próby nawiązania kontaktu ani na późniejsze wezwania Sądu, w ramach sprawy „O inwentarz i dział spadku„. W rezultacie – Sąd sprawę wpierw zawiesił, a następnie ją umorzył. Spadkobierczyni z Francji nie interesuje się spadkiem (nie ujawniła swych praw w Rejestrze Gruntów). Wykupienie jej udziału też nie wchodzi w rachubę, gdyż przyjęła udział w nieruchomości i w rzeźbach, a oczekuje wygórowanej zapłaty w gotówce (prawdopodobnie pod wpływem przypadku i losów prac Aliny Szapocznikow).
Zmarła w 2022 r. ostatnia z córek Profesora, do samego końca (żyła 98 lat!) odmawiała sprzedaży swego udziału (gdyż – jak twierdziła – chciała mieć kontrolę nad losami spuścizny artystycznej po Ojcu). W swym Testamencie zupełnie zapomniała jednak o posiadanym udziale , pominęła tę kwestię i dodatkowo skomplikowała sprawę.
Od 2005 r. oficjalnie opiekuję się i administruję całym spadkiem (na ile jest to możliwe), od 2014 r. mieszkam na stałe w Mogielnicy. Z powodu ograniczonych praw właścicielskich nie mogę starać się o oficjalne pozwolenia ani ubiegać się o formy wsparcia. Od blisko 20 lat ponoszę dokumentowane i nieudokumentowane nakłady pieniężne (gromadzę faktury, rachunki, informacje o umowach i ponoszonych kosztach). Prowadzę ich Rejestr, w którym figuruje już ponad 700 pozycji.
Na terenie mogielnickiej nieruchomości od lat, konsekwentnie kreuję: „MOGAR” – Mogielnicki Ogrójec Artystyczny – w skład którego już wchodzą: park z zadrzewieniem, ponad 30 rzeźb z tabliczkami opisowymi, mała architektura i infrastruktura ogrodowa, galeria: „Zasłużyli na dobrą pamięć” (portrety ludzi związanych i zasłużonych dla Mogielnicy), poczet burmistrzów Mogielnicy (portrety olejne), kilkadziesiąt obrazów malarzy współczesnych i kopii dawnego malarstwa, gipsowy odlew dłoni rzeźbiarza – prof. Strynkiewicza, fragment „Księgi Wyjścia” (z żydowskiej „Tory”- spisany ręcznie na koziej skórze), zbiór książek, archiwalne dokumenty i in. świadectwa przeszłości. Chciałbym zainicjować tu w przyszłości lokalne muzeum mikroregionu.
Od lat współpracuję z malarzem z Ukrainy (Olegiem Pjakiem – etnicznie Koreańczykiem), firmą reklamową z Warszawy, korzystam z: wielostronnej pomocy bliskiego kolegi – Włodzimierza Marczaka z Jastrzębi Nowej (który jest artystą-rzeźbiarzem, absolwentem „rzeźby”, Liceum Plastycznego w Kielcach) i z życzliwych konsultacji kilku osób ze środowiska kultury i sztuki. Przy problemach komputerowo-cyfrowych bezinteresownie wspiera mnie nauczyciel z Mogielnicy – Bogdan Sawicki. Mimo przypisywanej mi niezdolności do pracy w zespole – mym „kolaborantom” serdecznie dziękuję!
Nie mam zrozumienia w miejscowym otoczeniu („Nastawiały tamój Panie, cudoków!”). Nigdy nie miałem i nie mam wsparcia ze strony lokalnego samorządu ani urzędników Gminy („Nie ma Pan zgody pozostałych współwłaścicieli!…”). Nie mam też poczucia bezpieczeństwa ani oparcia w Policji (ekspozycja była okradana – nigdy nawet nie starano się szukać sprawców!). Robię jednak nadal to, co zamierzyłem i wszystko to, co dyktuje mi codzienna, gospodarska konieczność. Żyję tu sam – mój jedyny syn od 10 lat mieszka, żyje i pracuje w Anglii, zaś moja żona – po wcześniejszym naszym rozwodzie – zmarła.
Nie ustaję w zabiegach o wykreowanie „MOGAR”, do czego od dawna odmawia mi się prawa (nie sposób dobrowolnie wyegzekwować powrotu rzeźb na ich pierwotne miejsce). Miałem już sześciu adwokatów, którzy szybko rezygnowali ze skomplikowanej sprawy. „Facet z górą 70-letni rychło wyciągnie nogi i znowu będzie ten sam problem, co po zgonie Strynkiewiczów, więc jeszcze poczekajmy…” – myślą sobie zapewne rozliczni funkcjonariusze i urzędnicy – cierpliwie czekają (od początkowych lat bieżącego stulecia)…
Ja jednak reprezentuję solidny, chłopski (nie do zdarcia!) materiał genetyczny – rodem ze Stefankowa-Nadolnej na Kielecczyźnie – który przetrwał nawet Rzeź Wołyńską w lipcu 1943 roku! Mój ojciec – Henryk żył 94 lata, jego siostra – Stanisława – 96, a Strynkiewicze – w granicach lub powyżej setki! Liczę, że „jeszcze trochę pociągnę” – i że jeszcze warto mi pomóc! Jeśli się jednak nie doczekam – to też będę robić swoje!
(G.Z.)
Dodaj komentarz