Intencją inicjatorów „Wspólnoty” nie była filantropia. Podpisujący akt notarialny, ówcześni dziedzice Mogielnicy – Piotr Wichliński i Klementyna z Kozietulskich – działali w widocznym pośpiechu, jednostronnie i bez konsultacji ze stroną zainteresowaną – prawdopodobnie pod presją wydarzeń powstania chłopskiego Jakuba Szeli.
Proces sądowy – pierwotnie przeciwko opatowi Konwentu Cystersów z Sulejowa – trwał od 1775 r., był wprawdzie rozstrzygnięty już w 1777 r. na korzyść 450 mieszczan, ale wyrok ten nie został wyegzekwowany, ze względu na słabość władzy wykonawczej i potęgę magnata (Bazylego Walickiego) był kontynuowany jeszcze przez długie lata. Walicki nie poczuwał się bowiem do respektowania wyroku sądu, wydanego wobec sulejowskich cystersów. Oznacza to, że w XVIII w. też funkcjonowało, znane do dziś: prawo silniejszego! Z tego jednak powodu, niezaspokojone roszczenia mieszczan Mogielnicy rosły z upływem czasu.
Początkowo dotyczyły rozliczenia od 1780 r.: zysków z propinacji (czyli sprzedaży alkoholi), zwrotu nadpłaty nadmiernych obciążeń podatkowych (właściwych dla miast z dóbr królewskich, lokowanych na prawie polskim, a nadmiernych w odniesieniu do Mogielnicy – lokowanej na prawie niemieckim – tu średzkim), cofnięcia obowiązku dostarczania powodów, prawa do wypasania bydła na nadrzecznych łęgach potorfowych, do wycinania chaszczy nadrzecznych, zbierania chrustu i ściółki w lesie i in.
Z powyższego wykazu wynika, że była to rekompensata, z powodu: zadawnionych, konkretnych należności pieniężnych oraz zwłoki w ich zapłacie – dla szeroko rozumianych mieszkańców Mogielnicy, a nie tylko dla jakiejkolwiek ich elity! Dlaczego więc prawa do „Wspólnoty” przypisała sobie później tylko elita? Bo znów zadziałało prawo silniejszego!
Jest to jednak dostateczną podstawą prawną – do zasadności dzisiejszego decydowania o dalszych losach mogielnickiej „Wspólnoty” – w trybie gminnego, stanowiącego referendum mieszkańców.
Dodaj komentarz