Poglądy o sztuce

Mogielnica

Ktoś z moich przyjaciół powiedział po kilku dniach spędzonych u nas : Barbara ma ojczyznę. Trochę byłam zaskoczona tymi słowami i trochę dotknięta.

Urodziłam się w Warszawie. Tu mieszkałam. Tu chodziłam do szkół, doznałam uniesień młodości i doświadczyłam lat wojny. Czuję się związana z tym miastem. Czuję się związana z całym moim krajem. A jednak, z biegiem lat, widzę jak sprawdzają się tamte słowa.

Mogielnica wyszła mi naprzeciw ze swoją rzewną przyrodą i wciągnęła mnie w tryby  sielskiej codzienności. Wyłoniło się przede mną nieznane mi dotąd życie ziemi. Ujrzałam cud ukryty w ziarnie. Przyjęłam słońce i deszcz jak towarzyszy człowieka i naturalnych sprzymierzeńców jego trudu. Stanęłam w pokorze wobec łańcucha wiosen i jesieni, ciągłych narodzin i obumierania. Poczułam się częścią przyrody, na równi z każdym innym stworzeniem, wplecioną w tajemniczy krąg istnienia.

Jestem rzeźbiarzem. Kocham materię. Pasjonuje mnie kształt dotykalny. Materia jest dla mnie niewyczerpanym źródłem ekspresji.

W Mogielnicy przeszłam okres fascynacji swojskim, „przaśnym” tworzywem. Oczarowały mnie sękate pnie drzew, buły polnych kamieni, misterna budowa roślin. Rzeźbiłam tak, by stać się im bliższa. Rzeźba w plenerze stała się dla mnie intymną rozmową między człowiekiem i przyrodą -rozmową prowadzącą do ujawnienia wzajemnej bliskości i harmonii.

Rzeźba

            Dzieło rzeźbiarskie jest organizmem złożonym. Jest wielowarstwowe i skomplikowane jak człowiek, który je tworzy. Rzeźbiarzowi wymykają się nieraz te i owe z wątków, jakie pragnie uchwycić i poprowadzić, gdyż urzekają go rozpraszające podniety: uroda modela, piękno materiału czy też natłok własnych myśli. Tak samo i widz nie od razu dostrzeże wszystko, co artysta chciał mu powiedzieć. Myślę, że dzieła poważne odkrywa się powoli, odnajdując w nich, przy każdym zbliżeniu, coraz to nowe uroki.

            By mgliste wyobrażenie koncepcji zamknąć w fizycznych wymiarach bryły, rzeźbiarz musi przejść pierwszy próg trudności, jakim jest natura, czyli umiejętność patrzenia. Tu go czekają mozolne studia, potknięcia i korekty, potem własne obserwacje i zdziwienia. Drugi problem to opanowanie materii, uczynienie jej posłuszną i dźwięczną. Stają przed rzeźbiarzem długoletnie próby konstruowania i budowy, wyważania proporcji i drążenia opornej twardzizny. Wreszcie trzecie, to idea – nadać sens swojej pracy, oddać w niej to, co się wchłonęło – czyli oddać siebie. Widzieć i wypowiedzieć. Co z tego się uda?

            Gdy rzeźbiarz przejdzie zwycięsko przez wszystkie te zadania, wtedy dopiero, jako owoc jego trudu, materia zakwita przelanym w nią życiem.

Rzeźbę pojmuję jako humanizację materii i związanie jej z człowiekiem, nie w kategoriach  bytu, lecz świadomości. Rzeźba-przedmiot nie ma żadnych wartości utylitarnych, lecz jest pretekstem do ludzkich doznań i one to dopiero są jej właściwym istnieniem.

Praca

            Przeszłam surową, realistyczną szkołę. Precyzja określenia bryły została fundamentem mojej umiejętności rzeźbiarskiej. Nie znoszę bylejakości i niechlujstwa, chaosu i nadmiernego gadulstwa, wszelakiej emfazy i sztuczności. Panowanie nad formą uważam za panowanie nad sobą. Tylko panując nad sobą, można siebie kontrolować i bronić swego zdania. Moja sztuka jest refleksyjna. Powstaje przez namysł, drążenie problemu, obracanie go w myśli, rozbicie na atomy, aż przełożony na język rzeźby stanie się uchwytny i jasny. Niepokoi mnie pytanie – jak to właściwie jest? – i oczekuję od sztuki choć cienia odpowiedzi. Cyzeluję formę. Czuję się odpowiedzialna za każdy jej centymetr i nigdy niepewna końca. Odrzucam wszystko, co wydaje mi się ozdobne i czułostkowe. Staram się mówić jak najmniej, żeby powiedzieć mocniej. Chcę pominąć to, co przypadkowe, by wyłowić to, co istotne. Szukam formy najbardziej adekwatnej do tego, co chcę wyrazić, a zarazem na tyle prostej, by nie zwodziła żadnym ubocznym efektem.

            Materiał jest tu pomocą i przeszkodą. Daje zwartość i siłę, ale mami własnym urokiem. Jakże łatwo ulec jego pięknu! Wtedy materiał góruje nad artystą. Zwodzi go swoją urodą, zaskakuje grą przypadków i stwarza pozory estetycznego zadowolenia.

            A jednak rzeźba – to nie to samo, co złom kamienia, czerep gliny czy kapryśnie wygięty konar drzewa.

Wyraz

            Panowanie nad formą nie oznacza braku ekspresji. Wszak należy budować formę, a nie deformować naturę. Należy szukać. Czyż sztuka nie jest ciągłym poszukiwaniem porozumienia między sferą natury, a sferą ludzkiej świadomości? Aby wyrazić człowieka wystarczy pokazać tylko fragment jego ciała – oko, rękę, zarys głowy czy biodra. Nasze ciało jest w ciągłym ruchu, ciągłej zmianie. Jego anatomiczna prawidłowość jest krótkotrwałym przypadkiem. Fizyczne wymiary człowieka nie są wymiarami jego istoty i niewiele o niej mówią. W rzeźbie trzeba zbudować z tych elementów nową całość, odpowiadającą prawdzie.

            Wydaje mi się, że bliższy wyrażenia jakiejkolwiek idei jest prosty znak plastyczny, niż obfita i skomplikowana narracja. I to znak plastyczny, który działa sam przez się, jako moment wizualny, nie symbolizując czegokolwiek.

            Dzieło rzeźbiarskie posiada własną logikę, jako nowy byt stworzony przez człowieka i nie musi wywoływać iluzji jakiegokolwiek ciała naturalnego, by usprawiedliwić swoje istnienie. Może natomiast posłużyć się kształtem zaczerpniętym z natury, nadając mu nowe kategorie trwania.

            W sztuce w końcu wszystko sprowadza się do odczuwania i porządkowania. Trzeba mieć co powiedzieć, ale też trzeba umieć mówić. Forma jest dyscypliną uczuć, a uczucia – przedmiotem wyrazu.

Ruch

            Wszystkie elementy natury widzę w ciągłym ruchu. To ruch powoduje zmianę form, poprzez zmianę ich struktury wewnętrznej. Starzec nie przypomina młodzieńca, młodzieniec niepodobny jest do dziecka, jakim był przed laty. Wydaje mi się, że nie ma form stałych, jest ciągłe przemijanie, przechodzenie form z jednej koncentracji w inną. Zjawisko to obejmuje wszystko bez wyjątku, a człowiek podlega tym samym prawom, jakim podlega każde ciało w przyrodzie.

            Zjawiska „stawania się” wydają mi się bardziej realne, niż przedmioty, które im podlegają. Dlatego tematem moich rzeźb nie są kształty, lecz czas sprawiający ich ciągłą inność, nie kształty, a obserwowane przeze mnie zjawiska, które próbuję uchwycić i wypowiedzieć w materii. Tematem nie jest człowiek w takiej czy innej pozie, zawsze przypadkowej i migawkowo krótkiej, lecz to, co – bądź przez przeżycia wewnętrzne, bądź przez relacje z otoczeniem – stanowi o ludzkiej istocie.

            Także rzeźba, jako przedmiot, w moim odbiorze nie „jest”, lecz „staje się”, zmienia się bowiem co chwila, chłonąc z otoczenia światło i wciągając przestrzeń w swą orbitę. Dlatego komponując ją, trzeba pamiętać, by w każdej sytuacji utrzymała swą artystyczną wymowę.

            Wydaje mi się, że jesteśmy włączeni w szeregi zmiennych układów przedmiotów i zjawisk – uzależnieni od skomplikowanych powiązań, jakie między nimi zachodzą. Chciałabym, by rzeźba jak pryzmat, skupiała w sobie i wyrażała to, co się wokoło dzieje.

Porozumienie

            Sztuka rodzi się z człowieka, nie z teorii. Mówi o człowieku i do człowieka trafia. Żaden artysta nie jest monolitem myśli ani uczuć. Byłby wówczas potworem. Jak każdy inny człowiek ma chwile wesela i smutku, nadziei i przygnębienia. Bywa, że pracuje długo i wytrwale, bywa że błądzi, załamuje się, nie może dać sobie rady ani ze sobą, ani z problemem.

            Tworzenie jest pracą w ciemności. Artysta nigdy nie może przewidzieć finału. Skończone dzieło tylko zbliża się do wyobrażeń, nigdy nie ucieleśnia ich całkowicie. Są prace udane od pierwszego pociągnięcia, są i chybione, przerabiane, sztukowane, jak źle skrojona suknia. A ile razy wybucha koncepcja silniejsza od świadomości? Stąd też wymowa sztuki nie zawsze jest jasna i jednoznaczna. A ten, kto stanie kiedyś przed dziełem rzeźbiarskim, izolowany będzie z kolei od niego, ograniczeniami własnej wrażliwości, upodobań i niechęci.

Myślę, że to raczej rzadkie wydarzenie, kiedy patrzący odnajduje w dziele sztuki swój świat, kiedy przyjmuje je bez zastrzeżeń, jak bliskiego przyjaciela. Często wspaniałe dzieła uchodzą naszej uwagi, by nagle zakwitnąć przy ponownym zbliżeniu. Czy nie jest tego powodem ten czuły punkt styczności, którego długo nie możemy odnaleźć mimo dobrej woli, a który objawia się nam w błysku nagłego oczarowania? 

Obecność   

            Sztuka nie jest agitacją, sztuka jest wyznaniem. Przy najdalej posuniętej gorliwości artysta bardziej ukazuje treść swego serca, niż opowieść, nad którą się mozolił. A czy patrzący nie są bardziej ciekawi serca, niż fabuły opowieści? Obecność artysty w nurcie współczesności rozumiem, jako miłość życia. Kochać trzeba dobre i złe, wzloty i utrudzenie. Kochać trzeba każde doznanie. Kochać trzeba samo istnienie.

            Tamte ciemne lata zostały we mnie jak bolesna zadra. Fakt, że o nich nie mówię, nie znaczy, że przeszłam obok tych doświadczeń. Razi mnie publiczny lament jak obnażanie własnych ułomności. Cierpienie zbyt głośne nie budzi szacunku.

            Rozdarcia psychiczne i moralne, jakim ulegał człowiek w czasach wojny, obudziły we mnie konieczność odszukania wartości godzących nas z całym światem, pozwalających na afirmację życia, a nie na udrękę. Chcę koić, a nie przeklinać. Szukam porządku istniejącego trwalej, niż pamięć jednego pokolenia. Szukam rytmu, jakiemu podlegamy na równi z całym światem przyrody. Rytmu, który pozwala nam na dystans w spojrzeniu na nasze osobiste dole i niedole, który uczy kochać życie w jego pięknie i wielkości.

Otoczenie

Jeżeli potraktować rzeźbę jako organizację przestrzeni, to przełamie ona tradycyjny krąg rzeźbiarskich materiałów i obejmie swym działaniem wszelką materię otaczającą człowieka. Warunkiem jest jej konsekwentne porządkowanie – nie dla celów utylitarnych, lecz dla emocji i ekspresji.

            Mogielnica nauczyła mnie, że tworzywem rzeźbiarskim może być rosnące drzewo, ziemia, po której chodzimy, grupy roślin, płot czy ławka; że można wszystko to formować w zespoły wzajemnej zależności. Można je naginać do wyobraźni człowieka. Można różnymi elementami formować przestrzeń, dającą satysfakcję naszemu odczuwaniu.

            Zamiast dawnego spotkania: widz – dzieło, powstaje sytuacja przebywania w zbudowanym przez sztukę środowisku. Ogród mogielnicki rośnie z upływem lat. Stopniowo zacierają się granice między rzeźbą i przyrodą. Obserwujemy, jak rzeźba wyłania się jako punkt koncentracji napięcia, a ogród staje się oddźwiękiem jej działania. Naturalna przestrzeń zmusza rzeźbiarza do liczenia się z jej obecnością i brania jej pod uwagę w rozwiązywanych koncepcjach, a rzeźba w plenerze okazuje się dużo głębszym problemem, niż to się na pierwszy rzut oka wydaje…

Barbara Bieniulis Strynkiewicz

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *