Od autokuratora do sukcesora Zagłoby

         Andrzej Bieńkowski jest synem pisarki z Mogielnicy: Flory Bieńkowskiej i polityka z okresu PRL-u: Władysława Bieńkowskiego. Jest więc związany z Mogielnicą – ale na dystans. Do przejścia na emeryturę był artystą-malarzem i nauczycielem akademickim – profesorem warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Też chyba na dystans, bo w rzeczywistości dał się poznać jako miłośnik i znawca ludowych kapel, wiejskich solistów i uczestników muzykowania, a także współorganizator konkursów w tej „branży” – czyli dziedziny znacznie bliższej etnografii.

            Był bliskim przyjacielem domu rzeźbiarzy: Strynkiewiczów i bywał częstym u nich  gościem. Po śmierci obojga artystów – jesienią 1996 roku – klucze do ich mieszkania znalazły się w rękach bliskiej przyjaciółki Barbary Bieniulis – p. Yoanny Rawy, co trwało do listopada 1998 roku, czyli do likwidacji spółdzielczego mieszkania Strynkiewiczów, w imieniu Zarządu SM „Mokotów”. Bez wątpienia miał do nich dostęp również Andrzej Bieńkowski. Skąd taki wniosek? Choćby z terminów przedśmiertnych i pośmiertnych wystaw prac Barbary i Doroty Strynkiewicz, ale także z całego łańcucha dalszych zdarzeń.

            Ponadto Andrzej Bieńkowski stał się inicjatorem i animatorem powołania nieformalnego stowarzyszenia opieki nad dorobkiem artystycznym Strynkiewiczów, które umożliwiło nadanie biegu wielu pilnie potrzebnym działaniom – co nikogo wówczas nie dziwiło i było wręcz pożądane! (gdyby nie fakt, że nigdy potem stowarzyszenia nie zalegalizowano – po prostu zaniechano go, gdy nie było już potrzebne!). W jego skład weszli (z tego, o czym mi wiadomo): Andrzej Bieńkowski, Krzysztof Burek (archeolog – były narzeczony Doroty Strynkiewicz), Grażyna Roman (rzeźbiarka – uczennica prof. Franciszka Strynkierwicza), Barbara Strynkiewicz – Żurowska (ostatnia, żyjąca jeszcze wówczas córka artysty), Yoanna Rawa (przyjaciółka Barbary z Bieniulisów). Stowarzyszenie to „sfirmowało” (jak rozumiem) przekazanie blisko dwustu rzeźb obojga Strynkiewiczów, do siedmiu placówek i instytucji kultury na terenie Mazowsza. Chwała i podziękowania wszystkim tym instytucjom, które przyjęły opiekę nad spuścizną artystyczną, dwojga uznawanych polskich rzeźbiarzy!  (co mieściło się jednak w ich statutowych obowiązkach, obligujących wszak do ochrony dorobku polskiej kultury materialnej i duchowej!).

            W spadku po Strynkiewiczach zostało: mokotowskie mieszkanie (spółdzielcze) z całą jego zawartością,  nieruchomość (czyli mogielnicka pracownia), ruchomości (czyli: rzeźby, dzieła malarskie, rysunki, studia, szkice), prawa autorskie do tychże i udział w mogielnickiej „Wspólnocie” gruntów i lasów. Nigdy nie dokonano inwentarza spadku – i zapewne dlatego możliwe okazały się później nader osobliwe „sztuki rycerskie”. Spadek po rzeźbiarzach Strynkiewiczach rozdysponowano właściwie „w trybie bezspadkowym”. Zanim Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa wskazał  (w 2004 r.) uprawnionych spadkobierców – poza nieruchomością – nie było już co dzielić! Tymczasem w okresie „bezkrólewia” – czyli w latach 1998–2004 – jednak wiele się działo!

            W pierwszej kolejności – SM „Mokotów” chciała jak najszybciej opróżnić pracownię Strynkiewiczów, która była utworzona z dwu ościennych lokali  mieszkalnych – zależało im na tym, by rychło przywrócić te lokale do użytku i do wewnątrzspółdzielczego, członkowskiego obrotu. W listopadzie 1998 r. przedstawiciel Rodziny Strynkiewiczów – Grzegorz Zdziech – został nieoczekiwanie zaalarmowany przez p. Andrzeja Bieńkowskiego: „Panie Grzegorzu, niech pan coś szybko zrobi, bo Spółdzielnia całą dokumentację po Strynkiewiczach spakowała w foliowe worki i zamierza wyrzucić do kontenera ze śmieciami! Było tam 21 worków: dokumentów, fotografii, rękopisów i maszynopisów artystów, folderów i katalogów z wystaw, relacje i informacje dotyczące konkursów rzeźbiarskich, okazjonalne teksty i wydruki, była też garść (śladowo niewiele!) oryginalnych dzieł plastycznych artystów. Przechowałem je i troskliwie przechowuję do dziś – w archiwum „MOGAR”.

            Na początku nowego  tysiąclecia, w Mogielnicy, zorganizowano spotkanie, mające na celu uzgodnienie scenariusza dalszych losów spuścizny artystycznej po Strynkiewiczach. Oprócz osób zaangażowanych (nie było wśród nich jeszcze spadkobierców!), wzięli w nim udział przedstawiciele Gminy Mogielnica i Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku (z jego ówczesnym dyrektorem – p. Tomaszem Palaczem – na czele). Na spotkaniu powstała koncepcja powołania w Mogielnicy swoistej „filii Orońska”, co zdawało się być rozwiązaniem optymalnym. Do porozumienia jednak nie doszło, gdyż nie było jednomyślności uczestników ani też Postanowienia spadkowego Sądu. Obecny na spotkaniu Andrzej Bieńkowski uczestniczył potem (wraz z innymi) w lustracji mogielnickiej pracowni Strynkiewiczów.

            W lutym 1997 r., w warszawskiej Galerii Krytyków POKAZ odbyła się wystawa malarstwa Doroty Strynkiewicz, której inicjatorem był Andrzej Bieńkowski. Ani Rada Artystyczna tejże Galerii, ani jej ówczesny kierownik – Jerzy Brokwicki – najwyraźniej nie dociekali źródła pochodzenia eksponatów…  (jako że rozstrzygnięcie spadkowe miało zapaść dopiero w 2004 r.)

            Na przełomie roku 2000/2001, w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej odbyła się pośmiertna  Wystawa Rysunków i in. prac Barbary Bieniulis Strynkiewiczowej oraz jej córki Doroty Strynkiewicz. Zgodnie z informacją zawartą w katalogu, kuratorem wystawy był Andrzej Bieńkowski  (nie ma tam jednak również ani śladu zainteresowania źródłem pochodzenia eksponatów – po prostu były!).

            Około 2008 r. prof. A. Bieńkowski złożył wizytę w „MOGAR”, przywożąc i dołączając do tutejszych zbiorów obraz olejny grójeckiego malarza – Leonarda Pękalskiego, p. t.: „Martwa natura”. Wyjaśnił przy tym, że Barbara Bieniulis Strynkiewiczowa prosiła go za swego życia, o  opiekę nad tym obrazem. Można wysnuć wniosek, że był to już – w opinii Profesora – właściwy czas do zwrotu wszystkich przechowywanych przez niego depozytów. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Odzyskany obraz zyskał nową ramę i – jako ilustracja „specjalności grójeckiego regionu” (jabłka) – jest ozdobą zbiorów.

            Przy sposobności tejże wizyty prof. Bieńkowski przyznał, że w piwnicy swego domu przechowuje ażurowe popiersie Fryderyka Chopina, autorstwa Franciszka Strynkiewicza – integralny element jego mogielnickiej rzeźby, p. t.: „Sarkofag Chopina”, który zniknął z ekspozycji. Nigdy potem rzeźby tej jednak nie oddał, nawet po wezwaniu ze strony, zaangażowanego do sprawy: „o wydanie” adwokata. – Nie mam tej rzeźby! – oświadczył w nowej wersji komunikatu, potem zaś jeszcze wyraźniej dopowiedział: – Odmawiam wszelkich donacji na Pana korzyść! Czy zwrot zawłaszczonego mienia jest donacją?!

            Ukoronowaniem roli „kuratora spadku po Strynkiewiczach” jest niedawna (bo z 2021 r. ) informacja, opublikowana  w internecie przez Muzeum Górnośląskie w Bytomiu, o darowiźnie na rzecz zbiorów tejże placówki – przez p. Andrzeja Bieńkowskiego i p. Krzysztofa Burka – ponad 700 (siedmiuset!) obrazów, rycin, szkiców i rysunków: Barbary Bieniulis oraz Doroty Strynkiewicz. Tu już – p. prof. Bieńkowski – swym konceptem „przeszedł samego siebie” i sięgnął miary Onufrego Zagłoby, gdy ów „darował szwedzkiemu królowi – Karolowi Gustawowi VI -Niderlandy!” Domyślam się uzasadnień typu: „powierzenie w wiarygodne ręce opieki nad dorobkiem twórczości”, ale – jak to możliwe, że pod opiekę przekazano dzieła, zaś ich szczegółowe opisy znalazły się w całkiem innych rękach? (ja nigdy nie miałem do nich dostępu – ba! – większości tych prac nie widziałem pewnie na oczy!). Muzeum przyjęło zaś dar z wyrazami głębokiej wdzięczności, ale wszędzie teraz informuje w opisach: tytuł -„nieznany”. Dyrekcja Muzeum – uświadomiona przeze mnie, w kwestii „niuansów tej sytuacji” oraz celowości bezpośredniego spotkania, dla udokumentowania sygnalizowanych uprawnień – odpowiedziała mi na piśmie, iż nasze ewentualne spotkanie, w siedzibie muzeum, będzie możliwe dopiero po zakończeniu prac remontowo-modernizacyjnych, przewidzianych na koniec 2027 roku.

A gdybym tak teraz ja – Grzegorz Zdziech, wespół z mym kolegą – Włodzimierzem Marczakiem – podarował Muzeum Górnośląskiemu palmę, z warszawskiego ronda gen. Charlesa de Gaulle? Czy też by nam wylewnie podziękowali, po czym niezwłocznie przyjechali z dźwigiem do transportu?…

Moje wnioski:

         Pan profesor Andrzej Bieńkowski – po śmierci rzeźbiarzy Strynkiewiczów – samowolnie oddzielił od całości ruchomości spadkowych, wyselekcjonowaną przez siebie część masy spadkowej, „samozwańczo” ustanowił się kuratorem tegoż spadku i z uporem, choć bez żadnego umocowania prawnego, spełniał tę rolę do 2021 r, wywołując liczne – skomplikowane i trudne teraz do „wyprostowania” –  skutki prawne. Należy tu uczciwie przyznać, że w okresie „bezkrólewia” (do czasu zakończenia sprawy spadkowej i uregulowania statusu własnościowego spadku), były to działania zasługujące na warunkową akceptację. Kontynuowane jednak uparcie później – po uprawomocnieniu się Postanowienia spadkowego w 2004 r. – stały się bezprawne, nieuzasadnione i szkodliwe!

Jeśli zaś p. prof. Bieńkowski pragnął i planował znaleźć się na moim, obecnym miejscu, to mógł przecież na samym początku wykupić udziały spadkowe od osób uprawnionych do jego współwłasności! Bo teraz – to wypada tylko westchnąć i skomentować: „Szczodry Jędrek z cudzej kieszeni!”

Aktualnie – do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa – została przekazana (do rozpatrzenia) sprawa: „O stwierdzenie sukcesji spadkowej po Dorocie Strynkiewicz” (o której nie ma bowiem mowy, w dotychczasowym Postanowieniu spadkowym po rzeźbiarzach – małżonkach Strynkiewiczach).

         (G.Z.)

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *