Ziemia, planeta na której żyjemy, to kłębowisko istnień i nieustanny ruch materii. Dookoła nas wre nieprzerwanie życie i my – ludzie – jesteśmy jego cząstką. Ta odwieczna gra, tocząca się w nas samych i obok nas – to właśnie natura. Stałe przemiany materii, ukazujące się nam w burzach i wichrach, we wschodach i zachodach słońca, w mrokach nocy i w świetle dnia, wszystkie zwalczające się i wspierające gatunki, krwawa żądza drapieżnika i strach słabej ofiary, rozkosz miłości i cud narodzenia, tajemnica zamknięta w ziarnie, zagadka śmierci, wieczny dialog ziemi i nieba – wszystko to jest naturą.
Jedynie świadomość istnienia, szczególna – jak nam się przynajmniej wydaje – cecha naszego gatunku, daje nam przywileje, wynoszące nas ponad resztą żywiołu. Świadomość istnienia – to znaczy objęcie zmysłami i rozumem wszelkich związków życia. Rozum pozwala człowiekowi zastanawiać się nad widzianym, dociekać i kojarzyć. Pozwala odkrywać prawa natury i naginać je do własnych potrzeb. Dziś nauka, a więc rozum ludzki, wgryzła się w naturę we wszelkich jej profilach. Światem rządzi fizyka, biologia, geologia czy chemia, poprzez tysiączne macki techniki.
Przyroda dla człowieka współczesnego jest tym samym, czym była w odległych epokach historii.
Człowiek dzisiejszy nie staje, jako samotny łowca, zalękniony zapaśnik, wobec nieznanego przeciwnika, lecz jako zbiorowość ustokrotniona narzędziami, powiązana siecią komunikacji, zbrojna elektro- i tele-porozumieniem, czujna i nienasycona, a zarazem świadoma korzyści i… niebezpieczeństw tych zmagań. Intelekt uczynił z człowieka gatunek niepodobny do innych. Odsunął go od prostoty wegetacji, opasując gmatwaniną wynalazków, a jednocześnie – przez naukę – uczynił przyrodę bardziej zrozumiałą, bliższą i chyba wspanialszą. Dziś obraz natury, to nie tylko formy spostrzegane ludzkim okiem i ograniczone do ludzkiej postaci. Dziś wiemy o przyrodzie znacznie więcej, niż to nam może przekazać narząd wzroku. Dla przykładu: nikt nie widział elektryczności. Możemy tylko obserwować zjawiska, jakie ona wywołuje. Wiemy także, że nasze ciało nie jest elektrycznie obojętne, a więc elektryczność dotyczy i nas. Nasze więzy ze światem przekraczają granicę naszego ciała. Nauka zmieniła proporcje między człowiekiem a resztą świata.
Czy artysta – jednostka subtelniejsza w samej istocie swego odczuwania – może znaleźć się dobrowolnie poza sprawami natury? Gdzie jest wobec tego miejsce współczesnego artysty? Czy nauka dała już i czy zdolna jest dać odpowiedź na wszystkie ludzkie niepokoje? Czy natura przestała być dzisiaj przyczyną wzruszeń i zachwytów? Nauka w zapale poznania drąży coraz głębsze tunele światła w mrokach niewiedzy. Jakże często są to ścieżki labiryntu. Człowiek – oprócz głodu wiedzy – odczuwa także głód szczęścia i głód piękna. Poczucie harmonii z otaczającym światem, znalezienie swego miejsca na ziemi, spokój istnienia – potrzebne są nam tak samo do życia, jak powietrze i woda. I tu występuje sztuka. Są pytania, na które nie ma odpowiedzi w nauce. Są prawdy nie dające się ani ująć, ani zmierzyć, a jednak sprawiające człowiekowi radość lub ból.
Tam, gdzie nauka żąda sprawdzalnych dowodów, sztuce wystarczy przeczucie. To, co w nauce musi być logiczne i konsekwentne – w sztuce wyraża się wizją, a nawet kaprysem artysty. Prawda naukowa jest ogniwem misternej siatki, utkanej przez wspierające się umysły pokoleń – prawda artystyczna jest niepowtarzalną emanacją duchową człowieka. Bądź to w skali jedynego twórcy, bądź to w skali epoki. Nasz wiek czeka na artystyczną prawdę swego czasu. Czy ukaże ją jedyny genialny, czy styl zbiorowości? Chyba jedno i drugie zarazem.
Społeczeństwa tworzyły style, szkoły i kanony, zgodne z ich duchowym rytmem. Ale nawet w najbardziej precyzyjnie ujętych ramach formalnych, o wartości dzieła sztuki nie decyduje znajomość prawideł, lecz autentyzm tworzenia, a to zależy od oka i serca artysty. Na tym polega różnica między kopią i oryginałem. W bogatych zbiorach muzeów europejskich, można zauważyć np. kilka posągów bogini egipskiej – identycznych co do tematu, układu kompozycyjnego, materiału, a nawet staranności rzemiosła. Różnią się co do treści artystycznej. Jeden z posągów żyje od wewnątrz bryły – jest natchniony – podczas gdy inne są tylko kamienne i poprawne. To samo można obserwować w sztuce antycznej, gdzie wykonywano szereg wariantów czy replik tego samego tematu, w zgodzie z obowiązującym kanonem. Nieliczne tylko zasługują na pietyzm, jakim są dziś otoczone.
Dzieło sztuki, niezależnie kiedy powstało, jest w gruncie rzeczy najbardziej osobistym wyznaniem, na jakie człowiek może się zdobyć. To jest krzyk serca, rzucony z najgłębszej potrzeby. W wyznaniu tym – czy będzie on rzeźbą, obrazem, czy pieśnią – zamyka się cały świat, jaki artysta wchłonął w siebie. Sztuka jest analitycznym badaniem, jest całościową wizją prawdy. Jest stałym zmaganiem się człowieka z wielkością natury, a zarazem demonstracją tej natury przez pryzmat jego własnej, ludzkiej istoty. Tak samo dzieje się dziś, jak lat temu tysiąc czy dwa, jak w jaskini – owej kolebce naszych dziejów. Od kiedy człowiek stał się człowiekiem. Pierwotne, groźne i tajemnicze postacie bogów, są wizją świata powstałą w duszy pierwotnego człowieka. Są jego stosunkiem do natury. Niewytłumaczalnym siłom i zjawiskom nadawał moc nadprzyrodzoną. Stosunek do natury antycznego Greka – radość i upojenie urodą stworzenia, ukazane w doskonałości proporcji, w prawach światła i w logice konstrukcji – to manifestacja jego człowieczeństwa.
Renesans pasjonował się anatomią i perspektywą, wiek XIX maszyną parową, a XX – kosmosem i energią atomu. Michał Anioł, Verocchio czy della Quercia – budując akty o gigantycznych splotach mięśni – wcale nie odtwarzali spotykanych wówczas młodzieńców. Mówili o swojej wizji świata. Struktura i ruch żywego ciała, były odkryciem epoki, stanowiącym jeden z motywów odrodzenia człowieka w ziemskich, fizycznych pojęciach. Żadna epoka nowożytna nie zostawiła w rzeźbie i malarstwie tylu aktów męskich, co renesans. W pasji widzenia, a nie w tematyce, sztuka objawiała swój nowy światopogląd. O tę samą pasję chodzi nam dzisiaj, gdy szukamy dla człowieka miejsca w przyrodzie, osiągalnej dopiero precyzyjnym mikroskopem czy dalekosiężnym radarem. Można by powiedzieć, że świat sztuki zaczyna się dopiero poza granicami empirycznego poznania. Tam dopiero otwiera się przed nią nieobjęta przestrzeń wizji i marzeń.
Natura nie jest dobrowolnie wybranym partnerem artysty – jest koniecznością, wobec której stoimy z całą naszą ludzką potęgą i ludzką bezradnością. Natura jest nieodzowną częścią twórczości artystycznej, niezależnie od konwencji, jaką się artysta posługuje. Bez przeżycia natury rzeźbiarz realista – precyzując modelunek – dochodzi do suchej kaligrafii, a rzeźbiarz abstrakcjonista – grzęźnie w niekończących się kombinacjach łamigłówek formalnych, gubiąc po drodze powód ich powstania. W każdej epoce i w każdym stylu, natura była tylko pretekstem do wypowiedzenia stosunku człowieka do świata i do zamanifestowania swej myśli. To, co różni nas od dawnych artystów – to jedynie większa świadomość tego procesu, a – co za tym idzie – większy krytycyzm w pracy.
Gdzie jest nasze miejsce w tym odwiecznym zmaganiu? Jak dalece mamy zbliżyć się do natury, by obraz jej odzwierciedlał naszą prawdę? Rzeźba – to nie tylko oko i dotyk. Rzeźba – to także myśl i serce. To samo, co przenika wszystkie nasze współczesne poczynania. Z obrazem natury, podanym przez oko, uporaliśmy się już od wieków. Rzeźba zgodna z prawami anatomii, we wszelkich wariantach ruchu i proporcji, nie jest dziś rewelacją. Ani dla rzeźbiarza, ani dla widza. Nie koi rozterki, jaką niesie świat. Jest terenem znanym i przyswojonym od dawna, tak, jak czytanie czy pisanie, które – w randze sztuk dla wtajemniczonych – stały się podstawowym elementem powszechnego nauczania. Nie o to chodzi, że nie ma dziś rzeźbiarza, który potrafiłby wykonać posąg według doskonałych proporcji anatomii, tylko o to, że tego rodzaju kanon byłby dziś pustym dźwiękiem. Dla rzeźbiarza antycznego, reguły kształtujące proporcje jego sztuki, były interpretacją jego świata. Były filozofią jego i jemu współczesnych. Nam już nie wyjaśniają niczego. Zbyt dobrze je znamy.
W sztuce minionych epok podziwiamy subtelność uczuć, podziwiamy intensywność i pasję ich życia, wyrażoną w formie sztuki, ale naśladowanie tej formy nie prowadzi do prawdy. W cudzym stroju będziemy tylko przebrani. Natura nie przestała i nie przestanie nigdy być źródłem przeżyć. Obcowanie z nią stawia odwieczny problem: określenia stosunku człowieka do świata. A stosunek ten ciągle się zmienia. Dlatego problem jest stale otwarty. Każda epoka, każde pokolenie, wypełnia go swoim głosem. I nie będzie przesadą powiedzieć, że każdy z twórców dorzuca swą własną, niepowtarzalną wypowiedź. Natura nie jest dla artysty wzorem czy modelem – natura jest problemem. Rzeźba nie jest imitacją, ni podobieństwem natury – jest interpretacją problemu.
Podstawą wszelkiej twórczości jest zgodność artysty z samym sobą – autentyczność dzieła. Można przejść długie studia w szkole czy poza szkołą, można posiąść umiejętność technologii i rzemiosła, ale dopóki nie znajdzie się formy adekwatnej do własnego widzenia – nie stworzy się dzieła sztuki. Bywa, że na takich poszukiwaniach schodzi całe życie, ale zdarzają się jednostki genialne, dla których intuicyjnie jasnym jest to, co inni zdobywają w długoletnim mozole. To własne widzenie świata, jakim artysta piętnuje swą twórczość, jest – na równi z myślą filozofa i doświadczeniem badacza – narzędziem formującym właściwe oblicze i właściwy kierunek współczesności. Lecz to, co podaje nauka, jest sprawdzalne i użyteczne; to, o czym mówi sztuka – jest niewymierne i wzruszające. Ciemne i zagubione są epoki, w których zabrakło jednego głosu w tym duecie.
Czas dzisiejszy – czas pełen konfliktów i tragedii – domaga się głośniej, niż jakikolwiek inny, swojego miejsca w historii. Każdy nowy krok w sztuce jest śledzony i krytykowany. Gorączka poszukiwań wzmaga nieufność. Napięta rywalizacja zaostrza świadomość. Wysiłki najlepszych czekają na uznanie. Artyści prześcigają się w konceptach, krytycy lawirują w gmatwaninie teorii, niepewni własnego głosu. Tłum nie rozumie sztuki, nie czuje jej, bo stała mu się obca. Jaka jest rola rzeźby współczesnej w tej walce i zamieszaniu? Rzeźba – sztuka dostojna i zamyślona, sztuka bogów i bohaterów – gdzie znajdzie miejsce we współczesnym świecie?
Współczesność – to tłum ludzki, to szybkość, to strach o jutro, to konglomerat sprzeczności, to pięść czuwająca nad prawem do życia. Współczesność – to także reaktor atomowy, to loty kosmiczne, to nieprzebrane możliwości techniki. Ale to także legenda historii i wizja przyszłości: piękna i straszna zarazem. Uchwycić rytm współczesnego życia i nie dać się zmiażdżyć, patrzeć na świat z horyzontu współczesnej wiedzy, a nie zgubić tajemnicy wieczności – to trudne zadanie dla twórcy.
Wyłaniają się nowe formy życia: rosną miasta – olbrzymy, powstają fabryki – giganty, budowle o kształtach niewiarygodnie śmiałych. Maszyna – jak polip – otacza człowieka w każdej godzinie i w każdej sytuacji dnia. Coraz bardziej ścisła organizacja społeczeństwa – jak gorset – chroni jednostkę (choć nie zawsze skutecznie) od zachwiania czy znużenia. Ani minuty bezczynnej, ani minuty bezużytecznej. A jednak – kobiety układają kwiaty w wazonach, dzieci hodują kanarki, zakochani patrzą sobie w oczy. Nie ma na to czasu ani miejsca? To zbytek? Nie – to promyki szczęścia naszego istnienia. To ślad ludzkości w naszych sercach.
Sztuka jest dziś także takim śladem. Gdybyśmy z ulic miast, z architektonicznych wnętrz, z placów i parków zabrali rzeźbę, zostałaby tylko maszyna – celowa, użyteczna i koszmarna. To rzeźba – czymkolwiek ona będzie: subtelnie wyczutym nachyleniem terenu, kompozycją luźnych brył, wyrafinowanym profilem czy niezależnym dziełem, to właśnie rzeźba – nadać może, budowanej dziś powszedniości, cechy ludzkie. Tak, jak czynią to inne sztuki – każda w swoim zakresie. Bo też humanizm rzeźby – to nie człeko-podobne kształty, lecz pełnia głosu, jaki wydobyć z siebie zdoła ludzkie serce, posługując się elementami natury: bryłą materii, światłem dnia, odległością perspektywy.
Toteż najważniejszym jest sam fakt powstania dzieła rzeźbiarskiego. Jego funkcja dekoracyjna – związana najczęściej z okolicznościowym zamówieniem społecznym czy przystosowaniem rzeźby do otoczenia – jest sprawą wtórną. Dzieła powstające nieskrępowanie, w zaciszu pracowni, dają artyście najszersze możliwości wypowiedzi. Takie dzieła są mozolnym, dobrowolnym, samorzutnym opanowaniem myśli i wizji plastycznej. Są dokumentem chwili i swojej epoki. Do zadań społeczeństwa należy chronić je i utrwalać. Do społeczeństwa należy przywilej obcowania z nimi – stale, na co dzień – nie w sztucznej izolacji wystaw muzealnych, ale w gorącym rytmie dnia powszedniego. Jedynie wprowadzenie sztuki do naszego życia nada szarym i znojnym wysiłkom ludzi głęboki oddech transcendencji i znamię dostojeństwa.
1966
Dodaj komentarz