Mój raport 40-lecia

            Mamy dziś rok 2024. Kiedy latem 1982 r. kupiłem tu dla rekreacji działkę rolną, Mogielnica była – w moich oczach – sympatycznym „skansenem południowego Mazowsza”.  Dziś – po 42 latach „kibicowania” lokalnym realiom – jestem emerytem, a Mogielnica jest zdegradowana urbanistycznie, społecznie i gospodarczo do roli swoistego „hospicjum”. Tu się głównie umiera… Z analizy dostępnych mi danych, wynika smutny obraz „umierającego miasteczka”, które już wkrótce stanie się sołectwem. Taki widać los – od 2024 r. pojawiły się w kraju 34 nowe miasta, a te stare i chore – będą umierać… Jeśli ktoś nie ma dość czasu bądź cierpliwości, by przeczytać cały mój, poniższy „elaborat”, to jego treść najkrócej puentuje Kasia Kowalska: Masz to, na co godzisz się!”

Dlaczego Mogielnica umiera? Co ma na to wpływ? Co może być ratunkiem?

1.  O „eksporcie” naszego młodego pokolenia

             Aktualna sytuacja i kondycja demograficzna miasta Mogielnicy wymaga natychmiastowego zaprzestania – powszechnego u nas od lat, świadomego i tendencyjnego – „eksportu” przedstawicieli młodego pokolenia, do ościennych ośrodków mieszkalnictwa (Warszawy, Grójca, Radomia i in.). Nigdy nie widziałem u nas przejawów lokalnego patriotyzmu – w myśl hasła: „Moja Mała Ojczyzna – to więcej, niż moje podwórko!”. Mogielnica była zawsze „miastem cudów”, w którym wiele wybaczano, tolerowano i rozgrzeszano, a w rezultacie – bez pożądanych zmian – kontynuowano stan zacofania i dekadencji. W takim stylu społeczno-gospodarczego zarządzania Miastem i Gminą – sami i od lat „układamy się do trumny!” W wyraz tej opinii, Mogielnica sukcesywnie (od blisko półwiecza) wyludnia się: 1965 r. – 3500 mieszk., 1970 – 3115, 1991 – 2749, 2017 – 2294, a 2024- ?). Nie znam przykładów wymiernych działań, potwierdzających dostrzeganie tego problemu przez gminne samorządy minionych kadencji. A sami mieszkańcy? Tutejsi mieszkańcy spoglądają w niebo i czekają na… Mesjasza!

2. O lokowaniu nowego osadnictwa

             Sytuacja dawno już dojrzała do uruchomienia programu nowego,  zasilającego populację mieszkańców naszej Gminy, osadnictwa.

             Aktualne nazwy miejscowości w naszej Gminie: Kozietuły Nowe i Stare, Dylew Nowy i Stary, Jastrzębia Nowa i Stara – są świadectwem lokowania dawnego osadnictwa. Inne nazwy, zawierające człony: „Wola” i „Wólka”  (np.: Wola Łęczeszycka czy Wólka Gostomska – dot. tzw. „wolnizny podatkowej”) i również potwierdzają stosowanie tego instrumentu zagospodarowania przestrzennego.

3. O naborze osób potrzebnych profesji

            Potrzebny jest świadomy program samorządowy, pozyskiwania (dla Miasta i Gminy Mogielnica) absolwentów, kończących szkoły – młodych fachowców – przedstawicieli  wakujących u nas rzemiosł i specjalności: np.: szklarz, stolarz, kowal, fotograf i in. Nie ma u nas usług komputerowych, ekspozytur i biur obsługi klienta telefonii komórkowej, serwisu instalacji fotowoltaicznych, urządzeń klimatyzacji. Z tymi potrzebami trzeba jeździć do Grójca, Nowego Miasta czy Błędowa. Czy jest jakiś ślad postępu? Mamy już ksero-kopiowanie! To przykład reakcji uczestników biznesu i „wolnego rynku” na istniejące, lokalne potrzeby!

4. O repatriacji ze „wschodu”

            Pisałem o tym przed ok. 30-tu laty, w obszernym artykule, w lokalnym piśmie „Mogielnica XXI”. Zainteresowanie tematem było „zerowe”: nikt nie zarzucił mi ani „oszołomstwa”, ani naiwności, ani braku oceny lokalnych realiów, ani nawet głupoty.  Przez 30 lat nikt, nigdy nie wrócił do tego „nierealnego pomysłu” – ale też nigdy nie zaproponowano niczego innego. Tymczasem dzisiaj widać wyraźnie, że temat ten jest aktualny – jeszcze bardziej, niż poprzednio!

5.  O budownictwie komunalnym

            Fundamentalne znaczenie ma tu odpowiedź na pytanie: Czy mieszkanie jest prawem, czy towarem? Ciąg dalszy tych rozważań ma sens tylko wówczas, gdy lokalnie przyjmiemy słuszność wariantu pierwszego. Od kilkudziesięciu lat nie zbudowano w Mogielnicy ani jednego, nowego mieszkania komunalnego. Pożądany jest Program budowy nowych zasobów mieszkalnych (w tym także komunalnych), który byłby motywującym czynnikiem, zachęty do osadnictwa na  terenie Gminy Mogielnica, a tym samym źródłem: napływu kapitału, nowych miejsc pracy, wzrostu zarobków itd. Dlaczego akurat u nas? Gdyż: „wyludniamy się”, dysponujemy drewnem, dostępnymi, wspólnymi gruntami (ponad 450 ha), a także infrastrukturą i zapleczem wykonawczym na rzecz budownictwa – w postaci zaplecza „Wspólnoty” – czyli czynnikami kwalifikującymi do realizacji wspomnianego programu.

6.  O społeczno-gospodarczej przydatności „Wspólnoty”

            Co dalej ze „Wspólnotą”? Obawiam się, że współczesnego „węzła gordyjskiego Wspólnoty” nie rozwikła już dzisiaj nikt – choćby cieszył się w Gminie największym społecznym zaufaniem.  Żeby jednak coś z tym zrobić –  za przyzwoleniem uprawnionych osób, dla wzmocnienia potencjału wykonawczego i organizacyjnego „Wspólnoty” – warto  rozważyć jej  połączenie z Zakładem Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Mogielnicy, w jeden gospodarczy „organizm” – spółkę gminną: Mogielnickie Towarzystwo Budownictwa Społecznego: „Wspólnota”.  Pisałem o tym w naszym lokalnym pisemku „Mogielnica 2000”  – nr 9/97 (16), w artykule: „Przekształcić Wspólnotę w TBS” (w roku 1997).  Propozycja ta nie straciła wcale na  swej aktualności – pogłębiła się natomiast celowość jej wdrożenia. Zarówno pierwszy, jak i drugi podmiot, są „wspólne” – ich fuzja byłaby wzmocnieniem kadrowym, sprzętowym, administracyjnym, z możliwością pełniejszej kontroli, a przy tym – z usankcjonowaniem podległości służbowej wobec Gminy. Zalet tego rozwiązania jest wiele, a to, co jest powszechnie uznawane za jego wadę (utrudnienie mobilności lokatora) jest – w specyficznej sytuacji Mogielnicy –  zaletą. 

            Pewne doświadczenia, w sferze przekształcenia podmiotu publicznego w taką formę działalności społeczno-gospodarczej, mogą mieć samorządowcy z Międzyzdrojów, gdzie Zakład Gospodarki Komunalnej przekształcono w spółkę – Towarzystwo Budownictwa Społecznego. Gdyby pomysł ten zyskał akceptację – przydatna byłaby więc j merytoryczna konsultacja samorządu Mogielnicy z samorządem Międzyzdrojów. Dziś  TBS w Międzyzdrojach buduje z powodzeniem  infrastrukturę miasta… Dziś temat ten jest nadal aktualny, gdyż – w skali ogólnopolskiej – dojrzewają właśnie decyzje i rozwiązania o finansowaniu i wspieraniu budownictwa mieszkaniowego. Potrzebne będą tylko tereny! Nie ma sensu gotować się do „zejścia”, skoro nadal nie wykorzystujemy istniejących realnie, „zamrożonych” od 175 lat, rezerw rozwojowych miasta. Wykorzystanie to musi być jednak aktywne i produktywne – nie może sprowadzać się do bieżącej (do wyczerpania rezerw) konsumpcji zasobów „Wspólnoty”. Decyzję o zamierzonej fuzji warto poprzedzić gminną kampanią informacyjną (w perspektywie – także zorganizowania w Gminie referendum), by maksymalnie uprawdopodobnić zrozumienie potrzeby i przychylność finalnego rozstrzygnięcia. Dla większej skuteczności – dobrze przygotowane gminne referendum – powinno mieć charakter stanowiący.

7.  Epizod o kulturze

            Mogielnicka działka nr 1865 (czyli ekspozycja „MOGAR” – Mogielnicki Ogrójec Artystyczny) figuruje w Lokalnym Planie Zagospodarowania Przestrzennego, pod hasłem: „Kultura”. Na czym owa kultura polega? Od 1963 r. jest tu park, z oryginalnymi rzeźbami, autorstwa dwojga mogielnickich artystów-rzeźbiarzy: Franciszka Strynkiewicza i Barbary Bieniulis Strynkiewiczowej.  I jest to niewątpliwie status, przyznający pierwszeństwo tutejszym drzewom parkowym, w stosunku do drzew owocowych, w bezpośrednim sąsiedztwie. Nie przeszkadza to jednak sąsiadowi na powtarzalne formułowanie pretensji: bo drzewa parkowe zasłaniają słońce jabłoniom sadu! Sad ma 10-15 lat, a wiele drzew w parku – ponad 60! Sadząc sad jabłoniowy w takiej akurat lokalizacji, doświadczony sadownik powinien wiedzieć o tym, że drzewa owocowe nie będą miały szans, w odnośnej rywalizacji z parkiem! I przecież: sadów mamy na Grójecczyźnie blisko 43 tys. ha, a działki z rzeźbami są tu tylko dwie: w Mogielnicy i w Dańkowie!

Od ćwierćwiecza nie funkcjonuje też jakakolwiek współpraca z Gminą Mogielnica, w rewitalizacji tutejszej ekspozycji współczesnej rzeźby plenerowej. Dorobek twórczy Strynkiewiczów jest dobrem polskiej kultury materialnej i duchowej. Ekspozycja „MOGAR” stanowi zarazem element potencjalnej identyfikacji – wyróżniający Gminę Mogielnica – spośród blisko 2500 wszystkich innych gmin w Polsce! Wsparcie mogielnickiego samorządu byłoby cenne, np. przy negocjacjach towarzyszących odzyskiwaniu rzeźb-depozytów, z placówek muzealnych Mazowsza. Aktualna sytuacja „patowa” jest związana, m. in. z uprawnieniami do 35% udziałów własności, ze strony „nieaktywnych” uczestników spadku. Polskie prawo własności pozwala właścicielom na dowolną destrukcję przedmiotu ich posiadania. Skoro jednak rzecz dotyczy dóbr polskiej kultury… „W cudzej gębie ząb nie boli!” Ale nas – tu i teraz! – powinno boleć!

Od ćwierćwiecza faktem jest jednak, że na ogół nie boli. Skoro więc „MOGAR” jest potrzebny najwyżej kilku osobom fizycznym w Gminie…. Pewien adwokat oświadczył mi nawet, że swym działaniem reprezentuję interes poniżej 1 % populacji polskiego społeczeństwa! To jest jednak wyróżnienie i powód do dumy!

8. Epizod o gminnej ekologii

              Równocześnie działka po przeciwnej stronie drogi powiatowej (ul. ks. Zagańczyka) – niegdyś łąka nadrzeczna, ukwiecona mleczami – została niegdyś zaliczona do zespołu przyrodniczo-krajobrazowego „Dolina rzeki Mogielanki” i obszaru lokalnego Programu: „Natura 2000”. Właśnie tędy prowadziła ścieżka ekologiczna, którą chwaliliśmy się w folderze reklamowym naszej Gminy. Dziś łąka ta straszy i przytłacza „księżycowym krajobrazem” wysypiska gruzu, kruszyw i złomów betonu, gdyż zlokalizowano na niej plac manewrowy ciągnika siodłowego i naczep ciężkiego transportu, dla składowania kontenerów i in. Działalność niewątpliwie potrzebna, ale… . Nie ma już czym się chwalić!  Czy zainteresowanie ekologią miało u nas charakter chwilowy, przejściowy, a więc tylko pozorny i koniunkturalny?  Została bowiem tylko „zgrzebna rzeczywistość”. W tym celu uchwalono kiedyś Plan Zagospodarowania Przestrzennego Mogielnicy, by wskazać tereny przeznaczone na użytek działalności gospodarczej! Jak teraz odtwarzać – gościom zwiedzającym „MOGAR” – koncert fortepianowy e-mol op. 11 czy f-mol op. 21 – Chopina, kiedy transportowiec wali akurat 5-cio kilowym młotem w blaszane pudło wywrotki, kiprującej kruszywo?! A co z hałasem, tumanami kurzu i pyłu – niesionymi przez wiatr w okna pobliskich domów mieszkalnych?

            Na terenie ekspozycji „MOGAR” stoi nadal piec szamotowy (opalany drewnem, do wypalania ceramiki) –  nigdy już nie będzie można go użytkować, gdyż dookoła zlokalizowano siedliska mieszkalne i wypalanie ceramiki – trwające np. ponad dobę – nie będzie już możliwe! Tuż za ogrodzeniem dudni dziś agregatami chłodniczymi przechowalnia owoców – jak w tych warunkach proponować gościom zwiedzanie, kontemplację i przeżywanie: „Innego świata Strynkiewiczów”?  Są to przykłady mieszania – w Planie Zagospodarowania Przestrzennego – „grochu z kapustą!”

Jeśli w zwartej zabudowie wsi, ktoś uruchamia serwis opryskiwaczy czy podnośników widłowych, to co ma robić potem z odpadowymi opryskami, olejami itp.? W efekcie – zanieczyszczają one środowisko i zatruwają otoczenie! A korzyść z tego tylko iluzoryczna i jednostronna – oszczędność na koszcie gruntu. Takich  przeciwstawień nie da się łączyć! Trzeba się zdecydować: „Albo Kaśka, albo Maryśka!” Plan Lokalnego Przestrzennego Zagospodarowania Miasta nie może być fikcją (nacechowaną niefrasobliwością i beztroską) – gdyż grozi zaprzepaszczeniem czyichś intencji, pieniężnych nakładów, a potem zdrowia – eskalacją  konfliktów i potencjalnych roszczeń! Ile podobnych, ukrytych  precedensów, ma jeszcze miejsce w naszej Gminie?

9.  Więcej o zagospodarowaniu przestrzennym

            Czy wąwóz ulicy Stegny jest nadal naturalnym kierunkiem przewietrzania okolicy i łącznikiem między miastem a Kompleksem Leśnym „Dąbrowa”, czy też coś się w tej kwestii zmieniło? Czy należy lokować tu dalszą zabudowę (jeśli tak, to gdzie konkretnie i jaką?) bez przeszkód, czy mają tu obowiązywać jakieś ograniczenia? I nie może to być  „szlaban”  (który albo się otworzy, albo się go zamknie!), ani też „wolna amerykanka” – na zasadzie: kto się wcześniej „zainstaluje”, ten wprowadza swoje porządki! Jako przykład braku konsekwentnego zdecydowania mogą tu posłużyć wzajemne relacje dwu rodzin mieszkańców ul. Stegny – Państwa: J. i N. Czy jednym i drugim żyje się i funkcjonuje – bez uwag – dobrze? Bo przecież zarówno p. R. jak i p. P. , mieli – własne, uzasadnione – intencje. Dziś – biznesmen, p. N. – żyje, wraz ze swą rodziną, w hurtowni materiałów budowlanych, pośród maszyn roboczych, urządzeń transportu, zapachu paliw i smarów, obok wysypiska pylących kruszyw i „częstuje” dobrodziejstwami swego sąsiedztwa rodzinę J.! Dlaczego? Gdyż tu również „wymieszano” (ze względów ekonomicznych!) przyzwolenia Lokalnego Planu Zagospodarowania Przestrzennego.

A najnowszy przykład? Nowy budynek mieszkalno-użytkowy, wciśnięty u wlotu drogi powiatowej – ul. ks. Zagańczyka – w przestrzeń urbanistyczną mogielnickiego Rynku. Całkowicie zburzył tradycję i pierwotną koncepcję urbanistyczną Rynku, utrudnił dostęp pieszych i przejazd pojazdów, zasłonił widoczność w ruchu drogowym – zwiększył zagrożenia wypadkowe… Czy decyzja o takiej lokalizacji – była kompetentna i w interesie obywateli miasta? Komu to ma służyć przez kolejne dziesięciolecia?…

10. O służebności przesyłu

            Współczesne, nowe inwestycje – dotyczące rozbudowy lokalnych sieci mediów zasilających  (wody, gazu, prądu) – winny być poprzedzane ustanowieniem na gruncie legalnej służebności przesyłu. Zasadę tę przykładnie respektują obecnie gazownicy – wykonawcy instalacji przyłącza „Osiedla na Zboczu” (w Stegnach). Wcześniej było jednak inaczej. Operatorzy przesyłu korzystali ze statusu „przedsiębiorstw wyższej użyteczności publicznej”, który dawał im przywilej nieodpłatnego korzystania z gruntów prywatnych (czyli do „pasożytowania”). W materii owej sądy powszechne były zadziwiająco zgodne z interesem operatorów: legalnie – przez 30 lat – stosowano i sankcjonowano „prawo silniejszego” – by po upływie 30 lat – mówić o „zasiedzeniu”, „przedawnieniu” czy też o „służebności przez zasiedzenie”.

Dlaczego jest z tym problem? Gdyż operatorzy – nawet przy zerowym zużyciu mediów – naliczają sobie opłatę przesyłową, którą obciążają opłaty swych klientów. Tymczasem bezumowne korzystanie z prywatnego gruntu – na samą logikę! – winno być jednym z integralnych składników kosztu przesyłu i nie powinno być niepodzielnie zawłaszczane przez operatorów przesyłu! Dla przykładu właściciele prywatnych gruntów w Zakopanem – choćby tych: pod trasami zjazdowymi, wyciągami krzesełkowymi, szlakami turystycznymi, ścieżkami ekologicznymi i in. – bez żenady „drenują” nasze kieszenie, gdy przyjeżdżamy do nich w charakterze turystów i gości! Dlaczego właściciele gruntów z Mogielnicy są od nich gorsi?

Konsekwentnie walczyliśmy o kapitalistyczną gospodarkę wolnorynkową – ludzie szli w tej walce pod kule! – a gdy już ją wywalczyliśmy – kurczowo trzymamy się socjalistycznych, skompromitowanych zasad „prawa silniejszego”, pozostawiających tylko wybranym „pieniądz w kieszeni”! Dlaczego wybranym? Gdyż operatorami przesyłu mediów są dziś z reguły spółki prawa handlowego – minimalizujące nakłady, w celu maksymalizacji zysków!

11. O lokalnym rzemiośle

            Na przestrzeni minionych 40 lat zlecałem lokalnym usługodawcom (z dziedzin: murarstwo, ciesielstwo, stolarstwo, glazurnictwo, roboty ziemne, hydraulika, elektrotechnika, studniarstwo, dekarstwo, szklarstwo, pielęgnacja zadrzewienia i in.) dziesiątki robót. W znakomitej większości przypadków, nie otrzymywałem potwierdzenia zapłaty, legitymującego zarazem fakt wykonawstwa!  Są tu tylko dwie możliwości: albo wszyscy owi usługodawcy płacili zryczałtowany podatek, albo nie płacili go w ogóle! Nie sposób z tego sprawdzać, podobnie, jak powszechną praktyką jest brak legitymowania kwalifikacji zleceniobiorcy („Panie, ja zymby zjadłym na ty robocie!” – ponieważ wykonawca ów w istocie nie ma zębów, przeto wypada domniemywać, iż nie mija się z prawdą!).

            Brak jest także pisemnych umów o dzieło. Jakie tego skutki? Nie ma żadnych dowodów na temat: uzgodnień terminów, zakresu robót,  doboru materiałów, stosowanej  technologii, nie ma mowy o terminie rozpoczęcia i zakończenia, o konsekwencjach nieprawidłowości, o powykonawczym serwisie, o karach umownych za złamanie warunków umowy, wreszcie o wykonawczym honorarium. Powszechną praktyką jest bezkarna niesłowność, dowolność; bolączką jest brak instancji kontrolnej, rozjemczej czy odwoławczej – wszystko odbywa się na ułomnym gruncie prywatnych, nieprofesjonalnych rozmów, partykularnej „lojalności”, jednostronnie interpretowanej rzetelności, poza fachowym odbiorem itd. (są to typowe symptomy „rynku wykonawcy!”). Alternatywą dla „malkontentów” może być tylko brak dostępu – w ogóle! – do lokalnego rynku wykonawczych usług.

12. O solidarności branżowej

            W Mogielnicy widać – jej całkowity brak. Z moich obserwacji środowiska sadowników wynika obraz producentów „jabłkowego surowca”, którzy nie potrafią się porozumieć i współdziałać, gdyż nie „czują bluesa wspólnoty interesu” i nie mają do siebie zaufania. Skutkiem tego jest brak porozumienia środowiska sadowników z przetwórcami jabłek – warunki zbytu są im po prostu dyktowanie. Ten stan rzeczy, pozostawia jednak większą część dochodów i zasług sadowników – łupem pośredników obrotu i przetwórców.

13.  O solidarności mieszkańców

            Byłaby ona przydatna, np. w zwalczaniu uciążliwego zjawiska drobnych kradzieży. Zjawisko to sprytnie ulokowało się w kategorii prawnej: „małej szkodliwości społecznej”, co owocuje brakiem zainteresowania, owym przestępczym procederem, ze strony funkcjonariuszy Policji. Drobne kradzieże ponawiają się, gdyż istnieje w Mogielnicy milczące przyzwolenie i rynek zbytu dla złodziejskiego „blitu”. Szkodliwe zjawisko wygasłoby, gdyby mieszkańcy świadomie i solidarnie odmawiali zakupu artykułów, materiałów i przedmiotów pochodzących z kradzieży.  Z kolei drugą, równie niełatwą do skutecznego „uregulowania” stroną tego samego medalu, jest skuteczne zainteresowanie kompetentnych służb Gminy, statusem i losem tzw. – „letkusów” – czyli osób, które nie przygotowały się do życia, potem zaś – nie przygotowały się do starości. Ze zrozumiałych względów, łatwiej jest jednak „sponsorować” koszty ich utrzymania – całej Gminie, niż pojedynczym (np. okradanym!) osobom fizycznym – tym bardziej, że to właśnie Gmina (jej urzędnicy, funkcjonariusze, bliscy sąsiedzi i in. mieszkańcy) – przez całe życie – najwidoczniej tylko biernie „kibicowali” przejawom ich życiowej dekadencji i destrukcji!

(G. Z.)

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *