W Miejskim Hospicjum po raz kolejny wybierano Głównego Trumiennego. Pontyfikat Mikołaja Kulebiaka już się kończył, choć przecież nadal głosił zdrowe, motywujące hasło: Żyj i daj żyć innym! Ale – cholera! – dla wszystkich przecież nie starczy! By znów był grunt z tych wybranych, konieczne były: strategia, taktyka, cięcia w budżecie i zachęty – jak na Mikołaja przystało. A w lokalnej populacji: sfery, kręgi, koła, kółka i trybiki – i to nader różnych specjalności!
Trębaczom kupił więc nowy helikon, bo stary był pogięty – w ważnych frazach oprawy muzycznej fałszował i chrypiał. Rybakom dał nowe podbieraki i po dwa spławiki na głowę. Strażakom wyostrzył diaksem toporki i darował srebrne kaski „z połyskiem paryskiem” (do paradnego munduru), by „bez fajansu” uświetniali ostatnie drogi: od zejścia do wykopu. Bakałarzom nie dał nic prócz nadziei braku gniewu – wszak rząd obiecał im właśnie po 30%! Urzędnikom urządził nowe lokum i ponowił akcję rewitalizacji przeterminowanych egzemplarzy. Leśnikom wyrychtował nowe zjeżdżalnie, karuzelę na szwedzkich łożyskach i huśtawki dla chętnych z nadwagą. Pielęgniarzom wręczył kojący balsam obietnic (do miejscowego smarowania) na wypadek podwyższonego tarcia.
Na sali zebrali się już wszyscy – przeto Wolny Trybik (może dla asekuracji) wlazł pod stolik i stamtąd donośnie wrzasnął: „Wybierzta Kulebioka!” Tak jest! Tak jest! Dobrze gada! Zabrzmiały wokół głosy aprobaty. Mikołaj na Trumiennego! Dziel i rządź! Żyj i daj żyć innym! Prowadź wodzu! Przyszłość przed nami!
I rzekł na to Malkontent Krypty: „Jeśli z rania nie było orania – to i po obiedzie nie bedzie!” A żyć i schodzić trzeba dalej…
(G.Z.)
Dodaj komentarz