Pierwszy rok okupacji niemieckiej był okresem poprzedzającym zagładę tutejszych Żydów. Wyrażał się w różnych przejawach i metodach „wyciągania” od nich: złota, biżuterii, futer, pieniędzy w gotówce i innych kosztowności. Hitlerowcy wprowadzili cały szereg zarządzeń, np. opaski na rękawach z sześcioramienną gwiazdą, oznakowanie żydowskich sklepów, aptek, zakaz przesiedlania się bez zezwolenia itp. Wreszcie ogłosili utworzenie getta. W Dubnie wyznaczyli zamkniętą dzielnicę, przylegającą do rzeki Ikwy, z której usunęli ludność polską i inną, a zasiedlili tylko Żydami. Dzielnicę tę ogrodzono wysokim parkanem z desek.
W zamkniętym getcie stworzyli samorząd: „Judendrat”, który był pomocniczym organem władz niemieckich. Do jego kompetencji należały formalne sprawy: aprowizacji, opieki społecznej, pomocy lekarskiej itp. Na podstawie ewidencji „Judenrat” dostarczał dla Niemców ludzi do pracy. Operacje i praktyki z tym związane szybko stały się przedmiotem przekupstwa i były dla „Judenratu” źródłem dochodu. Bogaci opłacali się, a do pracy wyznaczano biednych, podatki też były nakładane na ludność biedniejszą – bogaci kupowali sobie zwolnienie – pojawił się ucisk Żydów przez Żydów. W getcie powstała też – złożona na ogół z żydowskiej inteligencji – służba porządkowo-policyjna. Po u umundurowaniu i otrzymaniu pałek, stali się oni „gestapowcami” wobec własnych braci. Warunki mieszkalne, materialne i sanitarne w getcie były wręcz straszne. Kwitło przekupstwo, nielegalny handel i przemyt.
W maju i czerwcu 1942 r. nastąpiła ostateczna likwidacja Żydów. Mężczyzn prowadzono kolumnami pieszymi na Zabramie, przy cmentarzu katolickim, tam były przygotowane szerokie i głębokie doły. Przyprowadzonym na miejsce kazano rozebrać się i – falami – przechodzących rozstrzeliwali Niemcy i Ukraińcy. Będąc w Dubnie spotkałem na ulicy taką kolumnę mężczyzn. Na czele, na pięknym koniu, jechał oficer gestapo. Za nim, w dość dużej odległości, szedł rabin w szatach liturgicznych, dalej – kolumna trzymających się pod ręce, idących wolnym krokiem, kołysząc się po bokach – i z tyłu kilku SS-manów oraz, w czarnych mundurach, Ukraińców. Kobiety i dziewczęta z getta były ładowane na samochody i wywożone w inny rejon – na teren lotniska Raszyn – tam niszczono je w taki sam sposób, jak mężczyzn. Przy przejeździe przez most na Ikwie, zdarzały się przypadki, że wyskakiwały z samochodu do wody. Też ginęły, tylko trochę inaczej…
Kiedyś jechałem końmi z drzewem – z Olszackich, przez Raszyn, do domu. Droga przez lotnisko była zamknięta i skierowano mnie na objazd, ale z górki – choć z dość daleka – byłem naocznym świadkiem, jak to się odbywało. Na miejscu zbrodni stały stoliki, przy nich siedzieli Niemcy z lornetkami, przywożone kobiety rozbierały się i podchodziły do dołów, gdzie były rozstrzeliwane. W ciągu krótkiego czasu getto zostało zlikwidowane. Nieznacznej części Żydów udało się zbiec do okolicznych lasów i wsi, lecz później wszystkich ich wyłapano i zlikwidowano. Na końcu, mimo wcześniejszych zapewnień, zlikwidowano także „Judenrat” i policję żydowską. Cały majątek, pozostały po Żydach, został zagarnięty przez Niemców, a jego część otrzymali ukraińscy „pomocnicy”. W taki sposób, na polskich terenach wschodnich, zostało wymordowanych ponad jeden milion Żydów. Zimą 1942/43 w mojej stodole przechował się jeden Żyd z Dubna. Po wykryciu go przeze mnie – przeniósł się w inne miejsce.
Rok 1942 był dla nas bogaty w przeżycia. Z tych radosnych – urodziła nam się córka, Tereska. Z tych smutnych – jesienią zmarł syn Zbyszek. Miał już ponad 7 lat i był pięknym, bardzo mądrym chłopcem. Umarł na zapalenie opon mózgowych, co było konsekwencją wcześniejszego, jeszcze wiosennego, przeziębienia. Ratowaliśmy go wszelkimi sposobami – jak tylko w tym czasie to było możliwe; ale przecież wojna i okupacja – wszystko było ograniczone… Pochowaliśmy go na cmentarzu w Dubnie. Prace gospodarskie w tym trudnym czasie, mimo okupacyjnych obciążeń, wydarzeń i okoliczności, przebiegały normalnie. Pomagał nam przy nich nasz bliski znajomy – niejaki Rudnicki z Dubna – który przed wojną miał tam sklep spożywczy.
I tak przyszedł jeszcze tragiczniejszy rok 1943. Wiosną zaczęły się napady na polskie wsie i mordy polskiej ludności przez jednostki Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Musieliśmy przenieść się z rodziną do Dubna.
Tu muszę wspomnieć o jednym z moich sąsiadów – Marciwie, który został osiedlony na osadzie Olszewskiego. Był to Ukrainiec z Galicji, ze średnim wykształceniem – nacjonalista i zwolennik „Samoistywnoj Ukrainy”. Gdy weszli Niemcy, dostał od nich pracę w Dubnie, jako urzędnik, choć mieszkał nadal w Pogorzelcach. Po Żydach dostał meble, ubrania i na pewno jeszcze coś więcej. Spotykaliśmy się z nim, często dyskutowaliśmy i prowadziliśmy spory o tym, jak to będzie po wojnie – jasne, że nasze poglądy były sprzeczne. Pewnego razu przyszedł do mnie na podwórko – ja reperowałem właśnie dach na stodole. On do mnie mówi: „Panie Majewski, po co to reperować – i tak to do was nie będzie należało – tu będzie Ukraina bez Polaków!” Rozgniewało mnie to bardzo, więc odpowiedziałem: „Polska tu była i będzie!” Później sam przestraszyłem się tej odpowiedzi…
(C.d.n.)
Dodaj komentarz