Zarozumiały i pewny siebie wiek XX, wiek powołujący się wciąż na rozum i naukę, wiek doprowadzający specjalizację wiedzy do granic „spisku wtajemniczonych”, wiek XX – wobec sztuki stoi bezradny i zagubiony, w chaosie sprzecznych sądów. To wspaniałe zwierciadło ludzkości – sztuka – czeka zasłonięte woalem lęku i pesymizmu albo chce usprawiedliwić swoje uśpienie pod maską clowna. Wiek XX boi się spojrzeć w swoje oblicze.
Dziś każdy artysta staje samotny wobec gmatwaniny haseł, wobec sprzeczności problemów i celów. Każdy indywidualnie toruje swoją drogę do prawdy. Bo dziś prawda ma granice jednego człowieka. Stąd rywalizacja rozstrzelonych wysiłków, szamotanie się twórców z nadmiarem trudu i hazard niezwykłości – jako mamienie samych siebie na drodze nieraz zbyt ciężkiej i jakże długiej. Znalezienie celu dla sztuki, dla własnej twórczości, zatrzymanie zmienności kryteriów dla uchwycenia jakiegokolwiek punktu stałego – wydaje się już dostatecznie trudnym zadaniem, by wypełnić całe życie.
Może nie należy się dziwić, że ludzie z takim oporem i niechęcią patrzą na sztukę współczesną. Prawda o nas samych jest zbyt drastyczna, a bolesne zmagania twórców – zbyt jaskrawe. Gdy sztuka chce powiedzieć zbyt wiele, najczęściej nie mówi nic. Gdy chce być wszędzie – traci swoją wielkość. Miejsce szlachetnej wzniosłości zajmują roje wrzaskliwych natrętów. Zamiast podniosłego podziwu zjawia się nieufność, rozczarowanie i smutek. Może nie należy się dziwić, że formy minionych epok wciąż cieszą oko, darzą wytchnieniem, są przystanią spokoju i zadumy. A czy bez tych warunków można sobie wyobrazić życie sztuki?
Na ogół ludzie młodzi, podnieceni poszukiwaniem nowości, odrzucają z pogardliwą ironią sentymenty wobec starych, europejskich tradycji. Poszukiwanie siebie to szlachetny zapał. Każde pokolenie ma swoją młodość. Nowe formy życia człowieka i organizacji społeczeństw, przez inwazję techniki, rozwijają nieprzewidziane dotąd możliwości wymiany kultur. Odległości przestają istnieć. Kontakty między ludźmi nie mają granic. Fotografia, film, telewizja, video, internet – uwielokrotniają dzieła sztuki bez trudu i bez końca. Bledną minione sławy. Odsunięto w cień cnoty przeszłości. Gasną dawne wzory.
A jednak… a jednak, w gmatwaninie nowych kierunków, głodu wrażeń i niedosytu przeżyć, grecka Kora jaśnieje takim blaskiem godności i piękna, że nawet najzagorzalsi antagoniści muszą przystanąć na chwilę, onieśmieleni jej czarem i wzniosłością. Bo wielka sztuka jest wzniosła. A człowiek szuka wzniosłości, od kiedy stał się człowiekiem. I dlatego bez sztuki nie może się obejść. I nie będzie mógł obejść się nigdy. Chyba, że spodleje…
Na usprawiedliwienie młodości trzeba powiedzieć, że 2,5 tys. lat, to siła oddziaływań zdolna zeszpecić lub zniekształcić niejedną wielkość. To, co zostało z admiracji Europy, nie stanowi szczytów ducha greckiego, lecz wynikło – po części – z przekroju wykopalisk, a po części – ze skłonności starzejącego się świata Europy do form krzykliwych, zmysłowych, aż do przesytu bogatych i rozgadanych. Jak by powiedziała historia sztuki – barokowych. Bo też dziś, w umyśle przeciętnego inteligenta, „antyk” kojarzy się z Pergamonem, z Laokonem, z Wenus z Milo – w najlepszym przypadku – z Nike z Samotraki. Kto wie cokolwiek o Herze z Samos, o Korach z Akropolu czy o woźnicy z Delf? Niestety – te przykłady trwałej wielkości starożytnego świata, przed oczyma współczesnych, stają dziś na równi z tłumem zupełni przeciętnych wykopalisk, zapełniających w nieskończoność sale muzeów zachodnioeuropejskich, pod tą samą firmą – „antyku”.
Funkcja społeczna rzeźby w świecie starożytnym była niezwykle żywa i nieporównanie bogatsza, niż dziś. Monumentalne rozwiązania kultowe: Olympia, Akropol w Atenach, Delfy, liczne świątynie w całym kręgu Morza Śródziemnego, założenia społeczne: stadiony, agory, łaźnie itp., oficjalne posągi czy portrety wielkich ludzi, rzeźba nagrobna, dewocyjna (domowe ołtarzyki) czy dekoracyjna w oprawie na pół architektonicznej, jak: baseny, fontanny, kolumny, fryzy… aż do twórczości ludowej, jarmarcznej, jak wazy czy figurki tanagryjskie. – wszystko to było stałym zamówieniem społecznym. Antropomorficzna religia i realizm myślenia żądały konkretnych wyobrażeń. Umysłowe poczucie ładu i wysoka kultura życia, szukały piękna na co dzień.
Zapotrzebowaniu na rzeźbę nie sprostaliby tylko wielcy artyści. Wypełniały je zatem liczne warsztaty rzemieślnicze, produkując wielokrotne kopie. Zresztą starożytności obce było pojęcie artysty-indywidualności w dzisiejszym pojęciu, natomiast doskonałe rzemiosło było wysoko cenione. Nic też dziwnego, że reguły tworzenia, kanon proporcji, precyzja wymagań – były w tych warunkach sprawą powszechnie przyjętą i wręcz nieodzowną. Musiały istnieć wzorce. Powszechne zamówienie było konkretne, a jego warunki ściśle ustalały zobowiązania obu stron.
Lecz szerokie zapotrzebowanie, to tylko sprzyjający klimat, a doskonałość reguł – to raczej zasługa filozofów. Tego żądała umysłowość ówczesnego człowieka. Toteż, w odpowiedzi na wymagania czasu, sztuka starożytna kwitła bujnie i szeroko. Docierała do każdego zakątka życia, do spraw wielkich i najbardziej powszednich. Pracownia antycznego rzeźbiarza produkowała liczne dzieła na potrzebę współobywateli, korzystając z zasad kanonu i nadając im rzeczową wartość. Ale dopiero przekroczenie kanonu, to znak wielkości starożytnego artysty. To umiejętność nasycenia matematycznie doskonałej formy żywą treścią. To przekazanie, pod postacią fizycznego piękna, wartości ponadzmysłowych, zamkniecie w konkretnym, realnym przedmiocie spraw niewymiernych i najbardziej ludzkich (np. Dawid M. Anioła). Oto twórczość przenosząca człowieka w wyższe kategorie bytu. Dopiero takie dzieła można nazwać arcydziełami i one to są miarą epoki, co je zrodziła. Do nich to człowiek wraca i będzie wracał, chociaż realia jego życia odmieniły tysiące lat. Bo sprawy ludzkie są wieczne. Może tylko wzrastający stale zakres poznania świata, a za tym i wzrastająca liczba doznań, żądają od człowieka współczesnego szybszej decyzji i trudniejszego wyboru, spośród coraz liczniejszych możliwości, ale sedno spraw ludzkich pozostaje zawsze niezmienne.
Celem sztuki jest dotknięcie prawdy o człowieku i jego losie. Na tym polega jej humanizm. I cokolwiek byśmy mieli dziś do powiedzenia, sztuka antycznej Grecji jest tej prawdy objawieniem. I dzięki niej przez tyle wieków promieniuje wzniosłością i pięknem. Któż to wie, kto jest bliższy swego celu: grecki artysta – ożywiający tchnieniem sztuki mądrość filozofów czy dzisiejszy twórca – samotny i mimo wszelkich pozorów coraz bardziej bezradny? To, co go dręczy i niepokoi – to odsłonięcie prawdy naszego czasu. I kiedyś do niej dojdzie. Może już są dzieła, które za setki lat powiedzą, jak wiek XX zmagał się ze swym człowieczeństwem?
B.B.S.
1962
Dodaj komentarz