W połowie 2024 r. – osobliwe upodobanie prezentują nadal „kolekcjonerzy”, którzy zadowalają się samymi tylko głowami rzeźb Strynkiewiczów, nad którymi roztoczyli swą opiekę, po śmierci obojga artystów. Z jednej strony napawa ostrożnym optymizmem fakt, że są jeszcze ludzie, dla których rzeźba jest nie tylko „glinianą skorupą”. Cieszy też fakt, że w naszym kraju budzi się (a może raczej: rodzi się), rynek kolekcjonerski rzeźby. Czym jest dla nich ta rzeźba? Przedmiotem pożądania, prestiżu, czy też może czymś więcej? W tym konkretnym przypadku – jeszcze nie wiadomo. Bo jaki sens ma kontemplowanie fragmentu rzeźby – ze świadomością, iż jest to świadectwo okaleczonego, skatalogowanego i uznanego w polskiej kulturze dzieła sztuki – w sytuacji gdy powszechnie wiadomo gdzie jest jego właściwe miejsce?! Ani się tym pochwalić, ani napawać się radością posiadania – dyskretnie, gdzieś w sekretnym ukryciu!
A dlaczego sama tylko głowa? Bo jest najbardziej identyfikowalnym odwołaniem do natury, umożliwiającym rozumienie twórczego przekazu. Cała reszta jest pewnie trudniejsza i wymaga od widza więcej percepcyjnego zaangażowania.
A oto przykłady-precedensy, które już udało się stwierdzić:
- „Sarkofag Chopina” – ażurowa głowa wielkiego pianisty, z terakoty, z 1966 r. – Franciszka Strynkiewicza (nie ma znamion „rzeźby salonowej”);
- „Dorotka” – rzeźba w gipsie z 1951 r. – Barbary Bieniulis Strynkiewiczowej; (próba odtworzenia brakującej głowy ze zdjęcia, byłaby z pewnością obarczona ryzykiem pozbawienia rzeźby owego magicznego sacrum, jakim była – obok rzeźbiarskiego talentu – miłość matki do dziecka);
- „Odpoczynek” – terakota angoba z 1964 r. – Franciszka Strynkiewicza.(angoba to polewa, pobiałka – delikatna powłoka z białej lub barwionej glinki, nakładana na wyrób ceramiczny przed jego wypaleniem, w celu uzyskania kontrastującej powierzchni matowej lub lśniącej; jest to uszlachetniona, płynna glinka, którą cienko-warstwowo pokrywa się powierzchnię gorszego, ceramicznego materiału).
Nigdy w przeszłości nie dokonano inwentarza twórczości obojga artystów – ani za Ich życia, ani po Ich śmierci. Dlatego nie zawsze dziś wiadomo: gdzie, co jest i czy w ogóle do dziś przetrwało. Są więc i nadal będą dalsze, kolejne „odkrycia”. Pewne jest natomiast jedno: najwłaściwszym miejscem dla rzeźb obojga Strynkiewiczów jest dziś „MOGAR”. Stąd też usilny apel o zwrot detali! (skoro zostały odłączone, musiały być uznane za cenniejsze od reszty!).
Dla zwracających: podziękowanie i pieniężna nagroda!
(G. Z.)
Dodaj komentarz